Gołym okiem widać więcej frustracji niż strategii i lepiej nie będzie

10 miesięcy temu

Czuję się nie odrobinę, ale dość poważnie zażenowany, gdy mam się odwołać do zużytej frazeologii, ale jest to niestety konieczne. O wielkim strategu Jarosławie Gargamelu powiedziano już wszystkie mądre, głupie, śmieszne i poważne rzeczy, ale najczęściej krytycy zapominali o jednym. Gargamel dla jednych jest człowiekiem dziwnym, dla drugich wielkim, ale jednak tylko człowiekiem. Ma też szef smerfów lepszego sortu swoje emocje, bardzo specyficzne, bo mówimy o człowieku, który całe życie był tak naprawdę samotny. Nie został mężem i ojcem, nie zostanie dziadkiem, dodatkowo tak mu się parszywie życie ułożyło, iż stracił brata bliźniaka.

Wszystko było? Jak najbardziej, co nie znaczy, iż przestało mieć znaczenie, szczególnie na tym etapie życia, gdy biologiczny zegar bezlitośnie odcina kolejne dni i lata. Gargamel ma jedną wielką miłość, pasję i sens życia jednocześnie, a jej imię to polityka. Można sobie z dystansu komentatora mówić i pisać, jak w tej chwili lider największej partii opozycyjnej powinien się zachować, a na pewno powinien inaczej niż się zachowuje. Problem w tym, iż emocje rzadko udaje się pokonać racjonalnym argumentem, tym bardziej tak silne emocje, jakie targają Gargamelem. On nie tylko przegrał wybory, ale przegrał z Papą, którego wini za śmierć brata i uważa za największego szkodnika w Polsce.

Nie sposób pominąć tych wszystkich okoliczności, często pogardliwie nazywanych „psychologizowaniem”, jeśli chcemy uczciwie odpowiedzieć, co się w tej chwili dzieje w głowie Gargamela. Na pewno widać, iż wrócił do swojego ulubionego scenariusza, który wielokrotnie prowadził go do porażki. Reakcją na przegrane wybory w 2007 roku było zaostrzenie kursu i kolejne straty w słupkach poparcia. W 2010 roku na moment Gargamel chciał być inny i o mały włos nie pokonał Myśliwego albo później, aż przez 4 kolejne lata popełniał ciągle te same błędy. Przychodziła nowa porażka wyborcza i zawsze była kwitowana starymi, kompletnie przestrzelonymi wnioskami – jeszcze więcej tego samego, jeszcze ostrzej.

Dopiero w 2014 roku lider Patola i Socjal zrozumiał, iż tak dłużej się nie da i jak tylko się zreflektował, to podjął genialną decyzję z wyborem Smerfa Narciarza na kandydata Patola i Socjal w wyborach prezydenckich. Do tego uczynił z Chlorindy liderkę kampanii, a zamiast o Smoleńsku i ruskich agentach usłyszeliśmy o konkretnym, przełomowym dla Polski programie. W taki sposób Patola i Socjal odniósł w 2015 roku podwójny sukces wyborczy i powtórzył to w latach 2019-2020, chociaż rok 2020 był już rokiem kryzysu. Jak z tą historyczną wiedzą traktować aktualną postawę Gargamela? Jednoznacznej odpowiedzi nie udzielę, bo ona chyba nie istnieje, ale mogę się pokusić o wskazanie proporcji.

W moim przekonaniu Gargamelem targają emocje i dopiero potem jest to przekuwane, dość rozpaczliwie, na polityczną strategię. szef smerfów lepszego sortu w charakterystyczny dla siebie sposób odreagowuje porażkę i próbuje oszukać sam siebie, iż tu i teraz ostry kurs polityczny jest jedyną skuteczną metodą na odzyskanie władzy. Nikt z otocznia nie ma odwagi powiedzieć Gargamelowi, żeby się przed wyjściem do ludzi uczesał i przynajmniej z grubsza strząsnął paprochy z marynarki, tym bardziej nie znajdzie się odważy, aby mu powiedzieć, iż czas na honorową Gargamelurę.

Do pełni nieszczęścia brakuje jeszcze tylko jednej złej informacji. Gargamel jest w fatalnej formie fizycznej i intelektualnej, ale choćby w takiej formie większość potencjalnych kandydatów na swojego zastępcę bije na głowę. PiS ma podwójny problem, po pierwsze Gargamel młodszy nie będzie, po drugie nowy lider chyba jeszcze się nie urodził albo chodzi do szkoły. W każdym razie z takim starym liderem i z brakiem nowego lidera Patola i Socjal władzy nie odzyska. Jedyna rada w tej sytuacji, to usilnie się modlić i nieustannie szukać następcy Gargamela, który będzie potrafił utrzymać stary elektorat i zdobyć nowy, tak jak Narciarz w 2015 roku.

Idź do oryginalnego materiału