Narodzył se nóm Zbawicél/ Wszetczi dëszë poceszicel./ Zaspiewôjma mu, a miło!/ Glorija, Glorija!/ Glorija, Glorija!
Kolęda kaszubska „Narodzył sä nóm Zbawicél”
To jedna z kolęd kaszubskich, która rozbrzmiewa w czas Godów czyli Świąt Bożego Narodzenia na tej pomorskiej krainie, na Kaszubach. Śpiewają ją duzi i mali, białki i knopy, jak to w całym kraju w świątecznym jest obyczaju. Choć dziś już nie często w gronie rodzinnym przy wigilijno-świątecznym stole, to jednak w kościele na Kaszubach można ten śpiew usłyszeć.
Nim jednak Kaszubi zasiedli do uroczystej wieczerzy przeżywają, jak wszyscy chrześcijanie Adwent – czas przygotowań i oczekiwania, czas skupienia. Dlatego w tym czasie nie odbywały się zaręczyny a także nie zawierano związków małżeńskich. Ale nie tylko ludzie. Również uprawiana przez nich rola – pola i łąki – odpoczywała po wysiłku związanym z całoroczna wegetacją. Tak uważali ówcześni rolnicy na Kaszubach i dlatego w tym czasie powstrzymywali się od pracy na roli. Podczas Adwentu przypadał dzień 4 grudnia czyli uroczystość św. Barbary, który świętowano na całych Kaszubach. W przeszłości kult tej świętej, która tradycyjnie kojarzy się z górnictwem, był rozpowszechniony również i tutaj. Obok św. Mikołaja patronowała rybakom. Na tą okoliczność w tradycji kaszubskiej funkcjonowało przysłowie „Barbara swiato o rëbôkach pamiatô”. W tym świątecznym dniu rybacy prosili świętą o opiekę, o dobre połowy, o bezpieczną pracę na morzu. Z kolei na śródlądziu gospodarze ucinali pęd wiśni lub czereśni, który wkładali do naczynia z wodą i jeżeli w okolicy świąt zakwitła – wróżyła zarówno dobre zbiory jak również zdrowie dla całej rodziny. Oczywiście, dwa dni później – 6 grudnia – wszystkie dzieci oczekiwały na wizytę św. Mikołaja. Na jego przyjście pucowały buty, by znaleźć w nich przyniesione prezenty. Pozostały czas dni grudniowych to przygotowania do świąt.
W dzień Wigilii czyniono ostatnie przygotowania do tej najważniejszej wieczerzy w całym roku. Uroczysty wieczór wigilijny posiadał obyczajowość charakterystyczną dla tego regionu. Jeszcze na początku XX w. siano na świątecznym stole i opłatek nie były tutaj znane. Ale już w latach 20. XX w. również i te elementy celebracji wigilijnej trafiły w ten region ziem polskich. Niewątpliwie wpływ na ten stan rzeczy miały dwa fakty. Włączenie Pomorza po roku 1920 w granice rzeczysmerfnej i związany z tym napływ ludności z innych regionów kraju. A ci przywozili ze sobą swoje zwyczaje, przeszczepiając je na teren Pomorza. Ale element zboża był obecny w każdej kaszubskiej checzy. W rogu izby stawiano snop słomy żytniej, który miał w ten sposób zapewnić dobre plony w następnym roku. W izbie kaszubskiej jeszcze w latach międzywojennych choinka pojawiała się rzadko. A jeżeli już to raczej na północy regionu. W południowej części Kaszub była ona zupełnie nieznaną.
Skoro mówimy o wieczerzy wigilijnej, czas zwrócić uwagę na potrawy, które były spożywane. Kaszubskie białki szykowały 9 potraw. Na stole stawiano kluski z brzadem czyli suszonymi grzybami, jabłkami lub śliwkami. Innym dodatkiem była krepama czyli kasza zalewana rozcząstkowanym mlekiem.
Z czas Godów związanych było wielu wróżb i legend. O niektórych z nich była już tutaj mowa. Kaszubi wierzyli na przykład, iż w wieczór wigilijny drzewa owocowe puszczają latorośle a jabłonie puszczają pąki, kwitną i wydają owoce. Z kolei pod śnieżną pokrywą miały kwitnąć czarodziejskie kwiaty a. Przypadkowe znalezienie jednego z tych „cudów”, miało zapowiadać dobry rok. jeżeli jednak ktoś czekał na to zjawisko, mógł spodziewać się nieszczęścia a choćby śmierci. Kaszubom nieobca była również wiara, iż tej nocy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Ale tu znów należało być ostrożnym. Bowiem podsłuchiwanie tychże było niebezpieczne. W jednym z numerów „Gryfa” (czasopisma wydawanego przez dr. Aleksandra Majkowskiego) czytamy taką oto opowiastkę:
„Pewien gbur [bogaty gospodarz kaszubski – przyp. A. K.] ukrył się wieczorem na strychu, nad parą wołów swoich aby z grzesznej ciekawości usłyszeć, o czym też zwierzęta rozmawiać będą. Spotkała go za to straszna kara. Otóż kiedy zbliżała się północ, jeden wół do drugiego przemówił: jedz, brace, bo za trze dni bedzema naju pana wiozła na smatôrz – Od przerażenia gbur upadł ze strychu i złamał szyję, a woły go wiozły za trzy dni na cmentarz”.
Ów przywilej sięgnięcia po jabłko, znalezienia pod śniegiem kwiatu czy też usłyszenie mowy zwierząt mógł być udziałem tylko wybranych. Mogły go dostąpić jedynie osoby urodzone o północy w Wielkanoc i jeszcze tego samego dnia zostali ochrzczeni.
W ten szczególny wieczór wróżono sobie co do przyszłości na wiele sposobów. Dla przykładu dziewczęta wyciągały ze snopka słomki, by dowiedzieć się, czy w następnym roku wyjdą za mąż. Wiele tych wróżb nawiązywało do przyszłorocznych plonów. Gospodarz po wieczerzy wychodził do sadu i trzykrotnie opukiwał drzewa oznajmiając w ten sposób, iż narodził się Zbawiciel. W tym czasie parobcy wynosili z izby snopy, skręcali z nich powrozy, którymi obwiązywali drzewka.
Pierwszy dzień świąt oznaczał wypoczynek po długim poprzednim dniu, który tak naprawdę rozpoczynał się z chwilą ujrzenia pierwszej gwiazdki na niebie. W drugi dzień świąteczny mamy do czynienia z obyczajem łączącym w sobie sacrum i profanum. Tego dnia przynoszono do kościoła w celu poświęcenia ziarna owsa. Część poświęconego ziarna dawano bydłu. Drugą część mieszano z ziarnem przeznaczonym na siew. To kolejny zwyczaj, który miał zapewnić dobrobyt w gospodarstwie. Dzień ten był przeznaczony również na rodzinne i sąsiedzkie odwiedziny.
Cały okres świąteczny oraz dni po nich to czas kolędowania. Na Kaszubach wędrujące grupy przebierańców noszą nazwę Gwiżdżama lub Gwiozkama albo też Panëszkama. Ten barwny korowód poprzedzał Gwiôzdór, za którymi kroczyli przebierańcy. W korowodzie były reprezentowane zwierzęta: koza, kozioł, bocian, koń, baran, niedźwiedź lub wilk. Za nimi kroczył żandarm, dziad z babą, kominiarz, diabeł, Cygan i Żyd, śmierć oraz muzykanci. Przybycie korowodu poprzedzała wizyta Gwiżdża, który zapytywał gospodarza czy życzy sobie tej wizyty. jeżeli tak, to w wieczór wigilijny, przed heczą zbierła się cała gromada. Pierwszy w progi domu wstępuje gwiazdor i gwiazdorowa, głęboko kłaniając się gospodarzowi.
Dopiero za nimi wstępował cały korowód. Ta wizyta nie mogła obejść się bez zebrania datków, które wkładano do „dziadowskiego worka”. Gospodarz musiał dać kucha (ciasto) i oczywiście detci czyli pieniądze. Zabawę kończyło zwykle częstowanie domowników tabaką z prawdziwej kaszubskiej tabakiery czyli wykonanej z krowiego rogu. Po takiej wizycie izba wymagała sprzątania, bowiem ten wesoły korowód potrafił nieźle nabałaganić. Nikt o to nie miał jednak pretensji bowiem to zabawa i po to by rok przyszły był pomyślny. A ów ład w checzy musiał przywrócić osobiście gospodarz.
W bożonarodzeniowej tradycji kaszubskiej obecny był również obyczaj obchodzenia domów z szopką. Ów zwyczaj był obchodzony w oktawie Bożego Narodzenia, którą kończy Święto Trzech Króli. W tym czasie starsi chłopcy obchodzili domy ze stajenką betlejemską, którą wieńczyła gwiazda.
Z oktawą Bożego Narodzenia związany pozostało jeden zwyczaj. Otóż w tym czasie nie można było prać, prząść i tkać. Złamanie tego obyczaju groziło przykrymi konsekwencjami. Prana odzież podrze się. Z kolei utkany materiał może okazać się niezbyt trwałym w użyciu.
Czas świąteczny trwał do Trzech Króli. Na te dni przypadał również przełom starego i nowego roku. Również te dni w tradycji mieszkańców Kaszub obfitował w zwyczaje i wróżby. Jednym z nich było rzucanie pantoflami. Uczestnicy tej wróżby stawali tyłem do drzwi i rzucali pantoflem przez głowę. Z ich ułożenia w stosunku do drzwi do chaty wróżono o zamążpójściu, o opuszczeniu domu a choćby o śmierci. Z kolei rysowanie trzech krzyży na wrotach stodoły czy obory lub stajni miało zabezpieczyć dobytek (zwierzęta) przed zadawaniem uroków. Noc sylwestrowa to wówczas nie był czas hucznych zabaw. Ale w tą przełomową noc wolno było czynić liczne psoty i figle – fify jak mówią Kaszubi. Niekiedy przybierały one wymiar wręcz dokuczliwy. W tą szczególną noc na przykład wyprowadzano zwierzęta ze stodół, wyjmowano bramy, zatykano kominy lub wyprowadzano wozy na środek zamarzniętych jezior. Tej nocy wypędzano również stary rok. A czyniono to w sposób jaki opisuje jeden z badaczy kaszubszczyzny:
Ciągnący przez wieś orszak czyni wrzawę, trzaska z batogów, bije w patelnie, dzwoni, klekoce kołatkami, trąbi na rogach. Po tych wybrykach i psotach w Nowy Rok nie można było zbyt długo spać. Dzień należało rozpocząć bardzo wcześnie by przez 12 nadchodzących miesięcy nie ulegać lenistwu i gnuśności. Tego dnia należało również uczestniczyć we Mszy św., po której odwiedzano się wzajemnie składając życzenia noworoczne.
Święto Trzech Króli przypadające 6 stycznia kończyło czas świętowania. Było ono jednak poprzedzone wieczorem, który zwano „szczodrym”. W ów wieczór do gospodarzy przychodzili pracujący u nich owczarze i pasterze i zgodnie z tradycją składali życzenia. Gospodarze odwdzięczali się podarunkami w postaci żywności. Na tą okoliczność gospodynie wypiekały w ciągu dnia specjalne rogale zwane Szczodrakami. Wizyta rozpoczynała się od słów wypowiadanych przez jednego z kolędników (Tutaj w tłumaczeniu z kaszubskiego na język polski):
Dobry wieczór szczodry wieczór! / Nam powiadają, iż tu rogale pieką; / A jeżeli nie rogale to kromki chleba,/ Wasza dusza będzie miała szczodrobliwy dzień!/ A o ile nie kawałek chleba, to łyżkę masła,/ Wasza dusza będzie się w niebie dobrze pasła; /A jeżeli nie łyżkę masła, to kawał słoniny,/ Wasza dusza będzie się dobrze w niebie miała!
Każdy z kolędników – według zwyczaju jednego rogala w każdym domu. U bogatszych gospodarzy mogli choćby otrzymać kiełbasę, mięso a choćby pieniądze. Faktycznie był to szczodry wieczór.
Po tym dniu życie na wsi powracało na swoje normalne tory codzienności. I tak toczyło się do Zapustów, czyli ostatnich dni karnawału. Nie organizowano wówczas specjalnie hucznych zabaw. Dopiero właśnie w czasie zôpústów sytuacja ulegała zmianie. Ten czas spędzali na zabawach w karczmach, a sporadycznie w domach.
Andrzej Kotecki
Myśl Polska, nr 1-2 (1-8.01.2023)