Gianna Jessen urodziła się w 30. tygodniu ciąży w wyniku nieskutecznej aborcji dokonanej przez wstrzyknięcie roztworu soli do worka owodniowego, w klinice należącej do Planned Parenthood. Z powodu niedotlenienia podczas aborcji cierpi na porażenie mózgowe i ma kłopoty z poruszaniem się. Została adoptowana. Dziś jest działaczką prolife i walczy, by nikogo więcej nie spotkało to, co ją. Publikujemy fragmenty jej wystąpienia z 8 września 2008 roku z Melbourne (Australia):
„Jestem adoptowana. Moja biologiczna matka miała 17 lat, tyle samo miał mój biologiczny ojciec. Kiedy mama była w połowie ósmego miesiąca ciąży, zdecydowała się pójść do kliniki organizacji Planned Parenthood, która jest największym na świecie <<dostawcą>> aborcji, gdzie wykonano [na mnie] aborcję roztworem soli, polegającą na wstrzyknięciu roztworu soli do macicy. Roztwór wypala skórę dziecka, pali też jego wnętrzności. W ciągu 24 godzin rodzi się ono martwe. Ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich nie urodziłam się martwa, ale żywa! 6 kwietnia 1977 roku w klinice aborcyjnej w Los Angeles. jeżeli chodzi o czas moich narodzin, to najbardziej niezwykły był fakt, iż aborter nie był jeszcze w pracy, więc nie dana mu była szansa wprowadzenia w czyn jego planu, co do mojego życia, którym była śmierć…
(…) zostałam urodzona żywa po 18 godzinach. Powinnam być ślepa, powinnam być poparzona i powinnam być martwa… Ale nie jestem! Najlepsze jest to, iż aborter musiał podpisać mój akt urodzenia. Więc wiem, kim on jest. Na moim akcje urodzenia jest też napisane: <<urodzona w trakcie aborcji z użyciem roztworu soli>>. Ha! Nie wygrali.
Na tym świecie toczy się bitwa pomiędzy życiem i śmiercią. Po której jesteś stronie?
Sprawdziłam, kim jest mężczyzna, który mnie abortował. Jego kliniki stanowią największą sieć klinik w USA i przynoszą 17 milionów dolarów dochodu rocznie. Czytałam jego wypowiedź, kilka lat temu powiedział: <<Abortowałem ponad milion dzieci i uważam to za moją pasję>>. Mówię wam o tym, ponieważ uczestniczymy w interesującej bitwie niezależnie od tego, czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie. Na tym świecie toczy się bitwa pomiędzy życiem i śmiercią. Po której jesteś stronie?
Tak więc pielęgniarka zadzwoniła po ambulans i zostałam przewieziona do szpitala. To był nieprawdopodobny cud jak na tamte czasy, ponieważ wówczas, aż do roku 2002 w moim kraju dominowała praktyka, by zakończyć życia dziecka ocalałego od aborcji przez uduszenie, pozostawienie go samego aż umrze [polskie szpitale również przyznają się do takich praktyk] lub wyrzucenie go.
Moje życie było przerywane! W imię praw kobiet.
(…) następnie zostałam umieszczona w pogotowiu rodzinnym, gdzie doszli do wniosku, iż niezbyt im się podobam (…). Widzicie, byłam znienawidzona od poczęcia przez tak wielu. I kochana – przez jeszcze więcej osób, ale najbardziej przez Boga (…). Potem zostałam umieszczona w domu przejściowym, stamtąd przeniesiono mnie do innego domu, do pięknego domu Penny. Powiedziała, iż miałam wtedy 17 miesięcy, 14,5 kg martwej wagi i zdiagnozowane coś, co nazywam darem mózgowego porażenia dziecięcego. Ta choroba powstała, kiedy walczyłam o tlen, próbując przeżyć. I teraz jestem zmuszona to powiedzieć: jeżeli w aborcji chodzi o prawa kobiet, to gdzie były moje? Nie było przy mnie radykalnej feministki, krzyczącej o moje prawa. Moje życie było przerywane! W imię praw kobiet. I nie miałabym MPD, gdybym tego nie przeżyła. Więc kiedy słucham potwornego argumentu, iż aborcja powinna zostać wykonana, bo dziecko tylko może być niepełnosprawne, to horror wypełnia moje serce.
Proszę państwa, są rzeczy, których można się nauczyć tylko od najsłabszych. jeżeli ich wyrzucicie – to wy ich stracicie. Bóg o nich zadba, ale wy będziecie cierpieć na zawsze (…)”.
Gianna Jessen nie jest jedyną, która przeżyła aborcję z użyciem roztworu soli. Melissa Ohden, mająca identyczne doświadczenie, założyła stowarzyszenie Abortion Survivors Network, które zrzesza ocalonych z aborcji. Ilu jednak dzieciom nie udało się przetrwać w wojnie o „prawa kobiet”?