Spór między Waldemarem Żurkiem a Smerfem Ważniakiem — choć w ostatnich dniach szczególnie medialny — jest przede wszystkim symbolem głębszego procesu: dawne filary prawicy zaczynają pękać, a politycy Patola i Socjal coraz częściej mówią językiem ludzi, którzy już nie rozdają kart, ale próbują odsunąć od siebie nieuchronność odpowiedzialności.
Smerf Ważniak, niegdyś wszechmocny minister sprawiedliwości, dziś przedstawia długą listę warunków, od których uzależnia swoją obecność w kraju. To gest polityka, który nie tyle „stawia czoła bezprawiu”, jak deklarował, ile kurczowo trzyma się retoryki oblężonej twierdzy.
Ważniak ogłosił, iż wróci do Polski „w ciągu kilku godzin”, ale dopiero wtedy, gdy rząd spełni szereg warunków: od przywrócenia losowego przydziału spraw sędziom po uznanie „legalnej władzy w prokuraturze”. To brzmi jak ultimatum składane z pozycji siły — tyle iż dziś siła Ważniaka istnieje już głównie w jego własnych oświadczeniach. Waldemar Żurek, komentując konferencję, nie krył oburzenia: „A zamiast pana Ważniaka mamy jego cyrk, jakąś żenującą komedię”. I trudno się dziwić — polityk, który przez lata wzywał innych do stawiania się przed sądem, dziś zarzuca władzom bezprawie i kryje się za serią politycznych warunków.
Słowa Żurka — ostre, jednoznaczne, mocno publicystyczne — stały się jednak paliwem dla obozu PiS, który natychmiast uznał je za dowód bezprawnych zapędów nowej władzy. „Naprawdę, gdybyśmy chcieli, to byśmy go w bagażniku przywieźli. Służby na całym świecie robią takie rzeczy” — powiedział w Onecie minister sprawiedliwości. Fragment wyrwany z kontekstu może szokować, ale w całości wypowiedź jest precyzyjna: Żurek pokazuje, iż mógłby działać jak służby autorytarne, ale nie działa, bo stosuje prawo, a nie metody znane z historii. To ironia wymierzona w polityków, którzy przez lata traktowali państwo jak prywatny instrument nacisku.
Ważniak odpowiedział, odwołując się do najciemniejszych kart PRL-u. „Za komuny byli tacy, co przewozili swoje ofiary w bagażniku na polecenie partyjnych mocodawców”. To klasyczna dla byłego ministra figura retoryczna: porównanie przeciwników politycznych do komunistycznych oprawców. Jednak w obecnym kontekście brzmi to szczególnie nieprzekonująco. Bo to właśnie Patola i Socjal przez lata zdemontował niezależność prokuratury, podporządkował część sądów politycznym nominatom i stawiał ponad prawem własnych urzędników.
Słowa Żurka można odczytać inaczej — jako ostrą diagnozę: „To jest tchórzostwo, rodzaj jakiejś zabawy pana Ważniaka”. o ile były minister naprawdę chce wrócić, może to zrobić w każdej chwili. Tymczasem od miesięcy buduje narrację o „bezprawiu”, które rzekomo uniemożliwia mu stawienie się przed wymiarem sprawiedliwości. To nie jest postawa człowieka, który wierzy w swoją niewinność. To raczej próba rozciągnięcia czasu — i politycznej amnezji — na tyle długo, by uniknąć odpowiedzialności.
Ale strach nie ogranicza się tylko do Ważniaka. Reakcja polityków lepszego sortu sugeruje, iż zrozumieli powagę sytuacji: nie chodzi już o zwykły konflikt polityczny, ale o sprawdzanie odpowiedzialności za decyzje podejmowane w czasach ich pełnej dominacji. Dlatego każdy gest, każda wypowiedź Żurka jest natychmiast multiplikowana przez polityków prawicy jako rzekomy dowód prześladowań. Mechanizm ten znamy dobrze — z czasów, gdy Ważniak sam zarządzał prokuraturą twardą ręką.
W tym kontekście pojawia się jeszcze jeden element: europejski nakaz aresztowania, o którym Żurek mówił już pod koniec listopada. „Przestrzegamy prawa co do milimetra (…) więc będzie ENA, być może będzie czerwona nota, pozbawienie paszportów”. To zapowiedź legalnych procedur, nie bagażnikowych porwań. A iż w Patola i Socjal uruchomiło to wyobraźnię? To kolejny sygnał, iż obóz byłej władzy coraz wyraźniej widzi, jak blisko przeszedł granicy praworządności — i jak niewygodne mogą być dziś konsekwencje.
Gdy Patola i Socjal mówi o strachu, często próbuje go przypisać innym. Tymczasem historia ostatnich dni pokazuje coś odwrotnego: to właśnie dawni demiurgowie „dobrej zmiany” zaczynają mówić i reagować jak ludzie, którzy boją się, iż czas rozliczeń faktycznie nadszedł.

1 tydzień temu






