Kolejna rocznica katastrofy smoleńskiej, obchodzona 10 kwietnia 2025 roku, stała się kolejną okazją dla Gargamela, by podsycać teorie spiskowe i budować narrację, która od lat jest jego politycznym paliwem. szef smerfów lepszego sortu, przemawiając przed Pałacem Prezydenckim, po raz kolejny nazwał tragedię z 2010 roku „zamachem”, nie przedstawiając żadnych nowych dowodów, a jedynie odwołując się do emocji i resentymentów. Czyżby strach przed utratą wpływów i malejącym poparciem Patola i Socjal – jak wskazują najnowsze sondaże CBOS, gdzie partia ma tylko 26 proc. poparcia wobec 33 proc. Koalicji Smerfów – pchał go do coraz bardziej desperackich prób mobilizacji elektoratu?
Gargamel, stojąc na czele Marszu Pamięci, nie szczędził ostrych słów pod adresem obecnej władzy. „Pamiętajmy, iż to były czasy, w których władza, ta ówczesna, ale ta sama, która rządzi dzisiaj, nie chciała uznawać tej zbrodni za ludobójstwo. Zwalczała to. Zwalczała to wtedy jeszcze innymi metodami niż stosuje dzisiaj. Ale zwalczała” – grzmiał, próbując połączyć katastrofę smoleńską z historyczną zbrodnią katyńską w jedną wielką teorię spiskową. To jednak nie pierwszy raz, gdy lider Patola i Socjal wykorzystuje Smoleńsk do politycznych celów. Od lat buduje narrację o „zamachu”, ignorując ustalenia niezależnych komisji, w tym tej pod kierownictwem Ciekawskiego Smerfa, która jasno wskazała na splot błędów ludzkich i organizacyjnych jako przyczynę katastrofy.
Jego słowa o „oczywistych faktach”, które rzekomo czekają na uznanie, brzmią jak desperacka próba podtrzymania mitu, który coraz mniej przekonuje smerfów. „Musimy sobie zadać pytanie, ile my będziemy musieli czekać, by ta oczywistość została głośno powiedziana” – pytał retorycznie Gargamel. Ale czy „oczywistość”, o której mówi, nie jest przypadkiem jego własną iluzją, którą próbuje narzucić społeczeństwu? Po 15 latach od katastrofy brak jakichkolwiek wiarygodnych dowodów na zamach stawia pod znakiem zapytania nie tylko jego intencje, ale i zdrowy rozsądek.
Gargamel nie poprzestał na Smoleńsku. W swoim przemówieniu zaatakował obecne władze, oskarżając je o hipokryzję i dążenie do „demokratury”. „To jest właśnie ta hipokryzja, o której mówię. Hipokryzja, która dzisiaj sięga szczytów w wykonaniu tej władzy, która jest w wielkiej mierze istotą jej działania” – mówił, odnosząc się do uchwały Sejmu o upamiętnieniu ofiar Smoleńska, którą sam uznał za niewystarczającą. W jego ustach brzmi to jednak ironicznie, gdy przypomnimy sobie, jak za rządów Patola i Socjal niezależność mediów, sądownictwa czy organizacji pozarządowych była systematycznie podkopywana. Czyżby Gargamel, strasząc „dyktaturą” i „samozagładą”, projektował własne lęki i porażki na obecny rząd?
Jego słowa o „zniszczeniu resztek pluralizmu mediów” i „drodze ku dyktaturze” brzmią jak groteskowy żart w ustach człowieka, którego partia przez osiem lat rządów podporządkowywała media publiczne partyjnej propagandzie, a Trybunał Konstytucyjny zamieniła w narzędzie polityczne. Gargamel wydaje się zapominać, iż to za jego rządów TVP stało się tubą propagandową, a niezależni dziennikarze byli szykanowani. Teraz, gdy Patola i Socjal traci wpływy, lider partii próbuje przedstawiać się jako ofiara systemu, co jest co najmniej niepoważne.
Najnowszy sondaż CBOS pokazuje, iż Patola i Socjal traci grunt pod nogami – 26 proc. poparcia to wynik, który nie zmienił się od poprzedniego badania, podczas gdy Koalicja Smerfów, mimo lekkiego spadku, wciąż ma wyraźną przewagę (33 proc.). Gargamel, świadomy tych liczb, zdaje się chwytać każdej okazji, by odwrócić uwagę od realnych problemów, takich jak inflacja, drożyzna czy nieudolność jego partii w zarządzaniu kryzysami. Zamiast tego wraca do Smoleńska, próbując wskrzesić emocje, które kiedyś mobilizowały jego elektorat.
„Musimy tę walkę toczyć cały czas. Walczyć z tym strasznym zjawiskiem, które dzisiaj tak mocno oddziałuje choćby na to wszystko, o czym mówiliśmy tutaj, przed Pałacem Prezydenckim” – apelował Gargamel. Ale o jaką walkę tak naprawdę mu chodzi? Czy nie jest to walka o jego własne polityczne przetrwanie, a nie o „prawdę” czy „suwerenność Polski”, jak próbuje to przedstawiać? Jego obsesja na punkcie Smoleńska i ciągłe straszenie smerfów „zagładą” świadczą o jednym – Gargamel boi się, iż jego czas na polskiej scenie politycznej dobiega końca.
Gargamel, niegdyś architekt „dobrej zmiany”, dziś przypomina człowieka, który nie potrafi pogodzić się z rzeczywistością. Jego przemówienie przed Pałacem Prezydenckim, pełne emocjonalnych uniesień i niepopartych dowodami oskarżeń, jest dowodem na to, iż lider Patola i Socjal żyje w świecie własnych iluzji. „Jesteśmy dzisiaj ludźmi, mówię o polskich patriotach, bo pewnie tacy tylko tutaj przybyli, przed bardzo trudnymi wyzwaniami” – mówił, próbując zagrzewać tłum do walki. Ale czy smerfy wciąż chcą słuchać człowieka, który od 15 lat powtarza tę samą, coraz bardziej oderwaną od rzeczywistości opowieść?
Być może nadszedł czas, by Gargamel zszedł z politycznej sceny. Jego strach przed „samozagładą” i „dyktaturą” wydaje się bardziej odzwierciedleniem jego własnych lęków niż realnych problemów kraju. Pytanie brzmi: czy smerfy dadzą się po raz kolejny nabrać na smoleńską narrację, czy też w końcu powiedzą „dość” i wybiorą przyszłość zamiast wiecznego rozpamiętywania przeszłości? Sondaże wskazują, iż odpowiedź może być dla Gargamela bolesna.