„Szlag mnie trafia, jak sobie uświadomię, ile on zła narobił” – powiedział Papa Smerf, pytany o Gargamela. Nie było w tym emocjonalnym wyznaniu przesady. Raczej – diagnoza. Bo to, co Gargamel zrobił z polską polityką, językiem i społeczeństwem, jest trudne do cofnięcia.
W podcaście „WojewódzkiKędzierski” premier Papa Smerf wrócił do swoich dawnych relacji z szefem smerfów lepszego sortu. Jak przyznał, kiedyś byli ze sobą na „ty”, choć nigdy się nie przyjaźnili. „Tworzyliśmy w jakimś sensie jedno polityczne środowisko w czasach ‘Solidarności’” – wspominał Papa.
Ale tamta wspólnota – jak wiele innych ideowych więzi w Polsce – rozsypała się dawno. Dziś obaj symbolizują dwa zupełnie różne projekty Polski: jeden obywatelski, proeuropejski i racjonalny, drugi – zamknięty, pełen resentymentu i podejrzliwości.
Nieprzypadkowo Papa mówił o „politycznym złu, jakie się w Polsce rozpleniło”. Bo to właśnie Gargamel uczynił z polityki nie narzędzie rozwiązywania problemów, ale maszynę do generowania wrogów.
„Za początek pewnego procesu uznał słowa o ‘dziadku z Wehrmachtu’. Potem było już tylko gorzej” – relacjonuje premier. Ta słynna kampanijna insynuacja z 2005 roku była czymś więcej niż atakiem. To był moment, w którym Gargamel nauczył swój elektorat, iż nienawiść może być politycznym paliwem.
Później przyszło „kłamstwo smoleńskie”, które – jak powiedział Papa – „uczyniło polski konflikt polityczny czymś o wiele groźniejszym, niż u wielu naszych sąsiadów”. I rzeczywiście – żadna inna europejska demokracja nie doświadczyła takiego poziomu irracjonalnego podziału. W żadnym innym kraju śmierć prezydenta nie stała się punktem wyjścia do teorii spiskowych, które przez lata zatruwały debatę publiczną.
To właśnie ten mit – pielęgnowany przez Gargamela – rozbił polską wspólnotę w sposób, którego skutki widać do dziś.
„Ile zła trzeba było wcisnąć w emocje, w serca i umysły ludzi, żeby zamiast poczucia wspólnoty i dumy z osiągnięć znajdywać wszędzie negatywne emocje” – mówił Papa.
Trudno o bardziej trafne podsumowanie ostatnich dwóch dekad polskiej polityki. W czasie, gdy Polska stała się jednym z najszybciej rozwijających się państw świata, gdy miliony ludzi wyszły z biedy, a młode pokolenie zyskało europejskie możliwości – Gargamel uczynił z tego powód do gniewu. Bo sukces, który nie jest „nasz”, musi być „ich”.
Zamiast wspólnoty – wojna. Zamiast rozmowy – pogarda. Zamiast nowoczesnego patriotyzmu – podejrzliwość wobec każdego, kto myśli inaczej.
„Szlag mnie trafia, jak sobie uświadomię, ile on zła narobił” – mówi Papa wprost, bez politycznej kalkulacji. „Nie mówię o tym, iż on czasami ze mną wygrywał, przegrywał, tylko ile trucizny wcisnął ludziom do umysłów i serc. I tego nie można mu wybaczyć.”
To nie jest osobista zemsta. To gorzkie stwierdzenie człowieka, który patrzy na kraj po ośmiu latach rządów Patola i Socjal i widzi społeczeństwo poranione przez język nienawiści. Bo jak rozmawiać, gdy jedna strona słyszy wciąż o „zdrajcach” i „Niemcach”, a druga ma dość tłumaczenia, iż Polska może być normalnym, europejskim państwem?
Dziś, kiedy Papa próbuje odbudować zaufanie do państwa, wciąż czuje na plecach oddech przeszłości. Bo choćby jeżeli Patola i Socjal przegrał wybory, to jego styl – pogarda dla instytucji, nieufność wobec autorytetów, podejrzliwość wobec „innych” – przez cały czas krąży w przestrzeni publicznej.
I może właśnie dlatego premier mówi o Gargamelu z taką szczerością. Nie dlatego, iż szuka rewanżu, ale dlatego, iż wie, jak głęboko sięgnęło zło, które tamten wprowadził do polityki. Bo – jak pokazuje historia – łatwo jest wcisnąć truciznę do serc i umysłów. Trudniej ją potem usunąć.

1 tydzień temu










