Fascynacja czasem, potrzeba przestrzeni

5 miesięcy temu

Sieci, powiązania, związki, relacje są tu kluczowe. Wpisują się w szeroko rozumianą kulturę, w której człowiek jest nie tylko twórcą tego, co piękne, ale również tego, co pożyteczne – a zatem państwa, instytucji, prawa, systemu edukacji, języka, sfery symbolicznej, obyczajowej czy wreszcie religijnej. Sieci – uświadomione lub nie – splatają naszą tożsamość, jednocześnie pomagając zrobić nam krok do przodu. Ten krok, którego w pojedynkę być może byśmy nigdy nie zrobili.

Świat, w którym żyjemy, określają konkretne ramy. Opowiadamy sobie o nim na wiele sposobów, przez kolejne przypadki odmieniając zagwozdki życia indywidualnego, wspólnotowego, ekonomicznego czy wreszcie politycznego. Budujemy relacje, określamy nasze priorytety, wskazując cele działania, czy wreszcie opracowując plany i strategie, które z kolei wpisujemy w łańcuch potrzeb, konieczności czy obowiązków. choćby gdy wydają się nam „bez związku”, tak naprawdę okazują się elementami sieci łączącej nas w system wymiany myśli, emocji, informacji. Sieci, powiązania, związki, relacje są tu kluczowe. Wpisują się w szeroko rozumianą kulturę, w której człowiek jest nie tylko twórcą tego, co piękne, ale również tego, co pożyteczne – a zatem państwa, instytucji, prawa, systemu edukacji, języka, sfery symbolicznej, obyczajowej czy wreszcie religijnej. Sieci – uświadomione lub nie – splatają naszą tożsamość, jednocześnie pomagając zrobić nam krok do przodu. Ten krok, którego w pojedynkę być może byśmy nigdy nie zrobili.

Fascynacja czasem, próby jego ujęcia, zrozumienia czy wreszcie okiełznania, angażują uwagę badaczy od tysięcy lat. Podobnie ma się rzecz z przestrzenią, która nie jest wyłącznie moim własnym obszarem do życia i działania, ale miejscem dzielonym z innymi; miejscem zgody, ale też miejscem sporu. Oba te wymiary – tak frapujące filozofów czy naukowców, a przecież odciskające swe piętno na każdym obszarze ludzkiej (i nie tylko specyficznie ludzkiej) działalności, wymagają dociekliwych badań. Oba wszak nie tylko opowiadają naszą historię, ale kształtują ją. Owo kształtowanie nie jest jednak „swobodnym płynięciem” kolejnych wyłaniających się z czasu (przeszłego, teraźniejszego, przyszłego) przypadków albo rzeczy i zdarzeń osadzonych w zdefiniowanej przestrzeni. W swojej najnowszej książce Stracona przyszłość i jak ją odzyskać, Jan Zielonka, pokazuje fascynującą perspektywę, która każe zastanowić się nad nową polityką czasu i przestrzeni. Polityką, która poniekąd wyrywa nas z zastanych systemów i stawia wobec nowych pytań, pozwalających zrozumieć świat, w którym żyjemy. Świat konkretnych problemów, wartych rozważenia właśnie w czytanej na nowo perspektywie czasu i przestrzeni.

Otwierając czytelnika na konfrontację starego i nowego odczytania powyższych „zjawisk”, Zielonka stawia przed nami nie lada wyzwanie. Krok po kroku przygląda się bowiem znaczeniom i wymiarom, do jakich poniekąd przywykliśmy. Jednak jego odczytywanie czasu i przestrzeni to nie tylko – jak czyni to w pierwszej części książki – opowieść o znanych nam formach, z którymi przywykliśmy sobie radzić, ale przede wszystkim nowa propozycja, tak istotna w debacie o kryzysie demokracji liberalnej, a choćby szerzej, o konieczności zmiany paradygmatu. Tu „polityka definiuje nasz (nierówny) dostęp do czasu i przestrzeni w zależności od dominujących poglądów na sprawiedliwość, porządek i wolność”. I… trudno nie zgodzić się, gdy Autor pokazuje, jak polityka sięga po nasz czas (a sięga znacznie dalej, niż sobie to na co dzień uświadamiamy), jak przestrzeń formuje nasze bycie w granicach i poza nimi, w zamknięciu i w nieuchronnej otwartości na wyzwania współczesnego świata. Wykazanie narzędziowości czasu i przestrzeni, postrzeganych jako narzędzia polityki, bezwzględnie rozlicza czytelnika z każdym regulowanym przez prawo „kiedy” (wszak regulacje „odnoszą się do praw i obowiązków obywatelskich, sądownictwa, reprezentacji demokratycznej”) oraz „gdzie” (począwszy od wolności przemieszczania się, przez stanowienie granic, aż po wyzwania różnorodności i możliwości wyboru tożsamości czy doskonale znane rozróżnienie na „miejscowych” i „autsajderów”, przybierających oblicza „swoich” i „obcych”). Obok sięgania po wielkich mistrzów myśli dawnej i współczesnej, Zielonka sięga po literaturę czy kulturę popularną, tak dobitnie i jasno przeprowadzające nas przez jego wizję. I gdy już łapiemy oddech przy ilustrujących książkę rysunkach Andrzeja Mleczki (chapeau bas za ich dobór), to znów zagłębiamy się w meandry czasu i przestrzeni. Po raz kolejny konfrontują one czytelnika z jego własną kondycją, gdy Zielonka, wspominając Platona, rozbraja rzeczywistość baniek, w jakich żyjemy. Bo faktycznie, ateński mistrz (w nawiązaniu do mitu jaskini), przypomina, iż prawdę można znaleźć dopiero, gdy się z nich (z niej) ucieknie. Bańki, podobnie jak nasza wielowymiarowa plemienność, to również sposób ludzkiego bycia w przestrzeni; mnogość niepozwalająca na faktyczną dominację.

Czas i przestrzeń w naszym świecie przekładają się na wiele, w tym na prędkość, odnajdywaną w „szybkości” i sposobie korzystania z czasu (bo i praca 24/7 i szkodliwość „błyskawicznej demokracji”, której brakuje czasu w adekwatną refleksję czy odpowiednio przemyślane/przygotowane działanie). Owo światowe przyspieszenie (a temu ostatniemu nikt nie zaprzeczy) sprawia, iż zjawiska kultury, w jej przywoływanym na początku szerokim znaczeniu, zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Przeplatające się ewolucja i dekonstrukcja również poddane są zjawiskom czasu i przestrzeni. Pyta zatem Zielonka, czy przypadkiem nie warto zwolnić. Najpewniej warto, ale… czy umiemy? Lektura szczegółowych, prowadzonych z prawdziwą wirtuozerią, analiz prowadzonych przez Autora (nie będę tu ich przytaczać, nie chcąc pozbawić czytelnika intelektualnych odkryć i zaskoczeń). Uświadamiana przezeń potęga zarządzanych przez politykę czasu i przestrzeni, to również poszukiwanie drogi wyjścia z rozczarowań i swego rodzaju niewydolności systemów. Choć może lepiej rzec ich niewystarczalności (również na poziomie rozumienia/przyswajania) wobec wyzwań i „urządzenia” współczesnego świata. „Musimy także znaleźć wizję przyszłości – pisze dalej Jan Zielonka – która nie będzie oparta na uprzedzeniach, wykluczeniu, zafałszowaniach historii i bezwzględnym wyzysku naszej biosfery”. A skoro mamy „odzyskać naszą przyszłość”, to (trudno nie zgodzić się z Autorem) czeka nas przesunięcie, rozszerzenie horyzontu, owo „więcej demokracji”, ale demokracji świadomej swojego zakotwiczenia również w pozapaństwowych systemach, jakimi są sieci. I można by rzecz: Nihil novi, bo przecież wszelkiego rodzaju powiązania, a wraz z nimi sieci, towarzyszą ludzkości od zawsze. Dziś jednak – co klarownie pokazuje Autor – ich moc, zasięg, umiejętność identyfikowania wyzwań i rozwiązywania problemów, ich sprawność i sprawczość, przeniosła się na znacznie wyższy poziom. „Wyjść poza prymat państw narodowych i wzmocnić innych aktorów publicznych na szczeblu lokalnym i transnarodowym” – proponuje Zielonka, co wcale nie oznacza wieszczenia konieczności końca samych państw. Przeciwnie, to pomysł na to, jak odzyskać przyszłość. Pomysł przesuwający cześć politycznej wolności w ręce sprawnie zarządzających nią (podobnie jak czasem i przestrzenią) sieci… obywateli. Pomysł, w którym doskonale powinno odnaleźć się i nasze, uczące się siebie na nowo i poszukujące dróg współ-działania, społeczeństwo obywatelskie. Tu naprawdę (za Giuseppe Tomasem di Lampedusą) „jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko musi się zmienić”.

Idź do oryginalnego materiału