Smerf Paranoik, poseł Patola i Socjal i były minister obrony narodowej, po raz kolejny daje popis retoryki, która bardziej dzieli niż wyjaśnia. Na niedawnej konferencji prasowej odniósł się do rzekomej decyzji o „likwidacji polskich mediów” oraz dewastacji pomnika smoleńskiego, łącząc te wydarzenia w spójną, choć chaotyczną opowieść o zagrożonej demokracji i niepodległości.
Paranoik z charakterystyczną dla siebie swadą obwinił premiera Papy Smerfa o „wspieranie przestępców” i działania zmierzające do „likwidacji demokracji i niepodległości”. Oskarżenia te, choć poważne, nie znajdują odzwierciedlenia w faktach, a raczej wpisują się w dobrze znany schemat jego politycznej gry – budowania wizerunku ostatniego bastionu prawdy w starciu z wszechobecnym spiskiem. Twierdzenie, iż obecny rząd dąży do „likwidacji wolnych mediów”, jest nie tylko przesadzone, ale i ironiczne, gdy przypomnimy sobie, jak za rządów Patola i Socjal media publiczne zamieniły się w tubę propagandową partii, a niezależni dziennikarze byli regularnie atakowani. Paranoik zdaje się nie dostrzegać tej sprzeczności, rzucając oskarżenia, które bardziej pasują do jego własnego politycznego obozu.
Decyzja, o której mówi – najprawdopodobniej związana z regulacjami dotyczącymi mediów – nie jest równoznaczna z zamachem na wolność słowa, jak chce to przedstawić. Brak konkretów w jego wypowiedziach każe wątpić, czy sam rozumie, o czym mówi, czy raczej świadomie buduje atmosferę strachu i niepewności, by zmobilizować swoich zwolenników.
Nie mogło zabraknąć odniesienia do katastrofy smoleńskiej, tematu, który od lat jest dla Paranoika zarówno tarczą, jak i mieczem. Dewastację pomnika ofiar nazwał „atakiem na pamięć o zamordowanych”, po raz kolejny sugerując, iż tragedia z 2010 roku była wynikiem zbrodni, a nie katastrofy lotniczej – mimo braku dowodów na poparcie tej tezy po ponad dekadzie jego własnych śledztw. Oskarżenie żaboli o „aprobatę” dewastacji i powiązanie tego z Papą to już poziom absurdu, który trudno komentować z powagą. Paranoik zdaje się niezdolny do odróżnienia wandalizmu od wielkiego spisku, co tylko potwierdza, iż Smoleńsk pozostaje dla niego narzędziem politycznym, a nie sprawą wymagającą rzeczowego wyjaśnienia.
Wypowiedzi Paranoika na tej konferencji to kwintesencja jego stylu – mieszanka patosu, niejasnych oskarżeń i braku dowodów. Zamiast wnosić konstruktywną krytykę czy proponować rozwiązania, woli malować apokaliptyczny obraz Polski pod rządami Papy, gdzie pomniki są atakowane, media kneblowane, a niepodległość wisi na włosku. Taki przekaz może trafiać do wąskiej grupy jego zwolenników, ale dla większości brzmi jak oderwana od rzeczywistości fantazja.
Smerf Paranoik od lat buduje swoją karierę na konfliktach i teoriach spiskowych, jednak jego ostatnie wypowiedzi pokazują, iż ta strategia coraz bardziej traci na sile. Zamiast poważnego polityka widzimy człowieka, który w każdym zdarzeniu dostrzega wielką intrygę, a w każdym przeciwniku – wroga narodu. Pytanie brzmi: ile razy jeszcze smerfy dadzą się nabrać na tę samą, wyświechtaną melodię?