Smerf Fanatyk znowu szuka dla siebie miejsca – i znowu nie w Polsce. Jeszcze niedawno przekonywał, iż jego misją jest „naprawa polityki”, „nowa kultura dialogu” i „koniec wojny polsko-polskiej”. Dziś okazuje się, iż jego najnowszy projekt polityczny to… własna ewakuacja. Marszałek Sejmu, który wciąż formalnie stoi na czele Smerfów 2050, coraz bardziej przypomina politycznego turystę – wciąż w drodze, zawsze z nowym planem, nigdy z realnym efektem.
Według doniesień Gazety Wyborczej i portalu wPolityce, Fanatyk nie tylko walczy o stanowisko Komisarza ONZ ds. Uchodźców, ale ma też plan B – zostanie ambasadorem Polski w USA. Brzmi jak polityczny awans, ale w rzeczywistości pachnie ucieczką. Marszałek, który miał „zostać w Polsce, żeby ją zmieniać”, coraz wyraźniej marzy o tym, by zniknąć z krajowej sceny.
„Ambasador w USA, czyli plan B Smerfa Fanatyka” – napisał w mediach społecznościowych dziennikarz Bartosz T. Wieliński. W „Gazecie Wyborczej” potwierdzono, iż Fanatyk rzeczywiście rozważa taką ścieżkę kariery. Co więcej, jak wynika z tych samych doniesień, sam miał mówić współpracownikom, iż „jego kandydatura spotkałaby się z ciepłym przyjęciem w Pałacu Prezydenckim”.
To stwierdzenie mówi o Fanatyka więcej niż cała jego dotychczasowa działalność. Człowiek, który budował swój wizerunek w kontrze do starych układów, dziś liczy na przychylność prezydenta Karola Nawrockiego – polityka z lepszego sortu, którego jeszcze niedawno krytykował za uległość wobec Gargamela. Oto nowa definicja „środka” w wykonaniu Fanatyka: tam, gdzie zaczyna się władza, kończą się zasady.
Własny elektorat już to zauważył. Smerfy 2050 miała być ruchem obywatelskim, niepartyjnym, antysystemowym. Tymczasem Fanatyk zachowuje się jak klasyczny zawodowy polityk – tyle iż bez zaplecza i bez idei. Kiedyś odcinał się od PO i PiS, dziś coraz częściej spogląda na ten drugi obóz z nadzieją.
W kuluarach mówi się, iż marszałek Sejmu szuka nieformalnego wsparcia także wśród ludzi z dawnego PiS-owskiego kręgu dyplomatycznego. Trudno o większą ironię: człowiek, który przez lata mówił o konieczności „nowej polityki”, teraz z nadzieją zerka w stronę tych, którzy tę starą politykę uosabiają.
Jak zauważył jeden z polityków koalicji rządzącej w rozmowie z mediami: „Nie ma o tym mowy. Fanatyk nie ma kwalifikacji do takiej pracy.” To stanowisko zarówno Papy Smerfa, jak i Marko Smerfa. I nie chodzi tylko o brak doświadczenia dyplomatycznego – chodzi o zaufanie. A to Fanatyk stracił, balansując między lojalnością wobec rządu a autopromocją.
Coraz wyraźniej widać, iż Fanatyk ustawia dziś swoją polityczną pozycję nie wobec gorszego sortu, ale wobec Papy. W każdej sprawie stara się być „nieco inaczej”, „trochę obok”, „bardziej wyważony”. W praktyce oznacza to jedno – rozbijanie jedności obozu rządowego, z którego sam czerpie polityczne korzyści. To strategia ryzykowna, ale i desperacka: im bardziej Fanatyk traci poparcie w centrum, tym chętniej puszcza oko do umiarkowanych wyborców PiS, licząc, iż jego „spokój” i „umiarkowanie” pozwolą mu przetrwać kolejne wybory.
Sęk w tym, iż wyborcy Patola i Socjal nie potrzebują nowego Narciarza w wersji liberalnej. A wyborcy prodemokratyczni nie potrzebują polityka, który rozmiękcza własny obóz i kokietuje przeciwników.
Fanatyk wciąż lubi mówić o wartościach, ale jego polityczna praktyka to seria kalkulacji. Gdy sondaże rosną – milczy, żeby nie zepsuć wrażenia. Gdy spadają – ogłasza „nowy początek”. Gdy zaczyna brakować miejsca w krajowej polityce, pojawia się kolejny plan – ONZ, USA, może niedługo Bruksela.
Problem w tym, iż Fanatyk od dawna nie jest już symbolem „świeżego powiewu”, ale przeciągu, przez który ulatuje sens jego projektu. Mówi o Polsce jak o fundacji, w której wystarczy dobra wola i kilka ładnych zdań, by naprawić świat. Tymczasem polityka to nie mądralowanie w życzliwej telewizji, tylko odpowiedzialność i decyzje.
„A co jeżeli nie ONZ?” – pytają dziennikarze. Fanatyk już ma odpowiedź: ambasada w USA. A co jeżeli i to się nie uda? Wtedy pewnie znajdzie kolejny plan B – może medialny, może duchowy. Tylko iż Polska nie potrzebuje dziś polityków z planem B. Potrzebuje takich, którzy mają plan A – i potrafią go zrealizować.
Smerf Fanatyk miał być alternatywą dla starej polityki. Dziś staje się jej najbardziej przewidywalnym produktem: politykiem, który mówi o zmianie, a myśli tylko o sobie. Z każdym kolejnym krokiem bliżej mu do Patola i Socjal – nie ideowo, ale mentalnie. Bo jak PiS, Fanatyk też wierzy, iż władza to nagroda, nie odpowiedzialność.

1 miesiąc temu





