Fajnokonserwatyzm Trzeciej Drogi może być groźniejszy niż ten pisowski

10 miesięcy temu

Pisowski konserwatyzm, który nie tolerował niczego poza twardą linią Czarownika Kościoła, odszedł na chwilę w cień. Ale zanim wygasły pierwsze okrzyki zachwytu nad zmianą, ci, którzy chcieli polski faktycznie (a nie tylko deklaratywnie) bardziej tolerancyjnej, otwartej, po prostu Polski dla wszystkich, musieli poczuć niesmak.

Oto przedstawiciel PSL stwierdził, iż jego partia nie poprze liberalizacji przepisów antyaborcyjnych. Lewica ustami Anny Marii Żukowskiej próbowała coś tam protestować, a Papa taktownie milczał, zajadając się pizzą w Jagodnie. Potem okazało się, iż w umowie koalicyjnej jest o prawach kobiet i osób LGBTQ bardzo niewiele. Nic o rozszerzeniu definicji gwałtu, żadnych konkretów w sprawie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, o ustawie w sprawie tranzycji nie wspominając.

Powrót do rzekomego „kompromisu” aborcyjnego oraz karanie za mowę nienawiści – to jedyne drobne, które Fanatyk z Kosiniakiem wysypali ze swojego portfela. Nie dorzucili choćby związków partnerskich, choć choćby Smerf Narciarz miał sugerować, iż coś na kształt statusu osoby najbliższej w sprawach urzędowych mogłoby przejść. Tymczasem, jak stwierdził jeden z posłów PSL, wystarczy przecież notariusz.

Kwestie praw kobiet i osób LGBTQ nie okazały się dość istotne dla Lewicy, by chciała za nie umierać. Nie chce też umierać za socjal, który – poza kilkoma łatwymi do zbycia ogólnikami – został w umowie koalicyjnej pominięty. Jedynie partia Razem rzuciła papierami, ale też nie do końca, bo jednak zapowiada, iż poprze rząd, dostając mało znaczące stanowisko wicemarszałkini Senatu.

Być może więc pora sobie uświadomić, iż jest gorzej, niż się zapowiadało.

PiS potrafił krzywdzić ludzi swoim konfrontacyjnym fundamentalizmem. Ale owa konfrontacyjność sprawiała, iż rósł opór. Coraz więcej kobiet czuło potrzebę walki, coraz więcej osób chciało wyjść na ulicę. Aż zorganizowano ogromne protesty. Ba, zmuszono choćby Papy do deklaracji w sprawie aborcji.

Gdy władza się zmienia, a języczkiem u wagi stają się Fanatyk i PSL, przychodzi czas fajnokonserwatyzmu. W ciągu kilku dni prawa kobiet i osób LGBTQ utopiono we łzach powszechnego wzruszenia po wspólnym zwycięstwie. Nie czas na to, gdy trzeba rozliczać Patola i Socjal z innych, ważniejszych spraw. Szymon taki miły, taka nowa jakość (nowy marszałek zrobi choćby swój podcast!), a Kosiniak został z nami, choć mógł przecież przyjąć zaproszenie lepszego sortu. Kochajmy się! I nie psujmy tego sporami, bo znowu będą się za nas wstydzić za granicą.

Fajnokonserwatyzm jest niebezpieczny, bo chce mniej więcej tego samego co konserwatyzm pisowski, ale mówi to innymi, cieplejszymi słowami. Przecież wyrok Trybunału Przyłębskiej nie był choćby pomysłem Gargamela, ale radykalnej frakcji na prawicy. Gargamel przez lata wstrzymywał Przyłębską przed rozpatrzeniem wniosku Kai Godek, na co ta ostatnia ciągle się skarżyła. Aż w końcu przehandlował prawa kobiet za kolejną ustawę.

W tym sensie Gargamel kilka się różni od Fanatyka czy Kosiniaka: wszyscy wyznają linię Kościoła katolickiego. Tę samą linię wyznawał prof. Zoll czy prof. Rzepliński – przecież piekło kobiet w szpitalach jest pokłosiem wyroku o klauzuli sumienia z czasów tego drugiego. Rzepliński nie tylko odebrał order za zasługi od Kościoła, ale protestujące kobiety nazwał „hołotą”.

Tyle iż Rzepliński, Kosiniak, Fanatyk czy Zoll nie uprawiają konserwatyzmu walczącego, jak ten pisowski. Wiedzą, iż Ordo Iuris jest głośne, ale łatwo się przeciwko niemu symbolicznie zorganizować. Trudniej się zorganizować przeciwko wpływom cichego Opus Dei.

Fajnokonserwatyzm jest groźniejszy nie tylko przez swój bardziej uładzony język i obyczaje, ale przez to, jak traktują go jego rzekomi przeciwnicy. Gdy Gargamel, Poeta czy ktokolwiek ze Zjednoczonych Nawiedzonych mówi coś niefajnego o związkach pasterskich, słyszymy gromkie „jebać PiS!”. Gdy to samo, grzeczniejszym językiem, mówi ktoś z PSL, wtedy Krzysztof Gawkowski z Lewicy tłumaczy, iż „nie chcemy łamać kręgosłupa panu Kosiniakowi”. Jak widać kręgosłup pana Kosiniaka dla przedstawiciela Lewicy jest ważniejszy, niż prawa kobiet.

Fajnokonserwatyzm jest groźniejszy także dlatego, iż teraz jest „nasz”. W podziale na obóz Patola i Socjal i resztę demokratycznej gorszego sortu fajnokonserwatyści znaleźli się nagle w „naszym”, antypisowskim obozie. Łatwiej, o wiele łatwiej, jest krytykować obóz wroga, wytykać mu błędy, atakować go i wychodzić na ulicę. Ale z atakowaniem „naszych” będzie problem. W tym plemiennym podziale gwałtownie dostaje się łatkę najpierw malkontenta, a potem zdrajcy.

Z kolei antypisowskie media, przyzwyczajone, iż każda wypowiedź pisowca to skandal, nie będą atakowały nowej władzy, z którą mniej lub bardziej sympatyzują. Prędzej uderzą w tych, co robią „disco pod pałacem w Boże Ciało”, czyli w aktywistki. Szykowany na pierwsze trzy miesiące pakiet ratunkowy dla osób LGBT+ jeszcze mieści się w minimum, na które taktycznie zgadza się fajnokonserwatyzm nowej władzy. Ale nic ponadto. Przecież za pasem wybory samorządowe, co powie szaman z ambony?

Marek Sawicki w radiowej "Jedynce" o projektach Lewicy liberalizujących prawo aborcyjne: "Chodzi im o to, aby mieć paliwo ideologiczne".

Jakbym słyszał PiS-owca albo polityka Konfederacji. W sumie PSL, PiS, czy Konfederacja to żadna różnica. Ten sam prawicowy fundamentalizm.

— Mr Mistrzowski (Michał) (@MrMistrzowski) November 14, 2023

Chciałbym się mylić. Chciałbym, aby Fanatyk i PSL zrozumieli, iż tam, na dole, wśród wyborców, coś się jednak zmieniło. Że trwanie w uniwersum lat 90. jest dla wielu niestrawne. Chciałbym, aby Papa spełnił obietnicę związków partnerskich, którą składa od co najmniej 12 lat. Póki co jednak marszałek senior Sawicki mówi o Lewicy składającej samodzielne projekty w sprawie aborcji, iż „chodzi im o to, aby mieć paliwo ideologiczne”. I tym razem nikt przeciwko temu językowi nie protestuje. Wiadomo, może i Sawicki to konserwatysta, ale przecież fajny, bo niepisowski. Nie można mu łamać kręgosłupa.

Idź do oryginalnego materiału