Piotr Kaleta z Prawa i Sprawiedliwości poinformował ostatnio, że zdołał kupić tonę węgla za 2400 zł. Polityk na antenie TVN24 wyjawił, że nie zgromadził jeszcze zapasów na cały sezon grzewczy, ale udało mu się kupić tonę surowca w cenie, którą faktycznie można uznać za okazyjną.
Poseł PiS miał ją uzyskać w jednym ze składów w gminie Godziesze Wielkie. Jego słowa były wielkim zaskoczeniem, gdyż z oficjalnych statystyk wynika, że w składach węgla w Polsce za podobną ilość węgla należy dziś zapłacić od 3500 do nawet 4600 zł.
Ostatecznie okazało się, że we wskazanym przez Kaletę składzie dostępny jest nie węgiel, a miał węglowy i właśnie taki rodzaj "węgla" kupił poseł PiS. Dowiedział się o tym dziennikarz TVN24, który w telefonicznej rozmowie z posłem potwierdził, że ten "tanio" kupił jedynie mało kaloryczny surowiec.
Co ważne, nie dość, że polityk PiS minął się z prawdą, to chwilę wcześniej przekonywał obywateli, by ci kupowali węgiel na raty, bo sam także korzysta z tego rozwiązania, by "znaleźć węgiel dobrej jakości". Tymczasem miał węglowy był zakazany w Polsce od 2020 roku i nie bez powodu. Palenie nim jest bardziej szkodliwe dla środowiska i znacznie mniej wydajne niż opalanie węglem.
Hurraoptymistyczną narrację na temat cen węgla członkowie Prawa i Sprawiedliwości przyjęli jednak już parę miesięcy wcześniej. Im trudnej kupić węgiel i im trudniej ogrzać domy, tym lepiej Polacy pamiętają — jak się okazało nieprawdziwe — słowa innego ważnego polityka PiS.
Rzecznik rządu Piotr Müller w czerwcu odradzał Polakom kupowanie węgla na zapas. Przekonywał obywateli, że zaopatrywanie się na zimę nie ma sensu, bo ceny węgla spadną jeszcze w czerwcu. Jednocześnie przedsiębiorcy zrzeszeni w Izbie Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla już w połowie kwietnia przewidywali kryzys na rynku węglowym.