„Większość stolic już wdrożyła ETS2 do swojego porządku prawnego i jest gotowa na jego uruchomienie w 2027 r. W ostatnich konkluzjach Rady Europejskiej nie ma żadnej sugestii, iż ta dynamika miałaby się zmienić” – mówią eksperci o rzekomym sukcesie rządu Polski.
ETS2 to nowy system opłat za emisje CO2
Pierwszy system handlu uprawnieniami, funkcjonujący od wielu lat, obejmuje dużych emitentów z sektora przemysłu i energetyki (np. PGE). Drugi system, który ma wejść w życie w 2027 r., obejmuje emisje z transportu i ogrzewania. Dodatkowe opłaty mają być nałożone na gospodarstwa domowe i właścicieli samochodów korzystających z paliw kopalnych. To np. rodziny ogrzewające dom węglem i kierowcy wlewający do baku benzynę 95.
Polski rząd od dawna sprzeciwia się tym opłatom. Po ostatnim szczycie Rady Europejskiej premier Papa Smerf oznajmił sukces. Eksperci z którymi rozmawiamy studzą jednak ten optymizm.
- Czytaj również: Badanie: smerfy mylą smog z CO2. Chcą go zwalczać zielenią
Kamień z serca Papy
Rządowy sukces w Brukseli miałby mieć szczególne znaczenie dla polskich rodzin. ETS2, zgodnie z pierwotnym planem Komisji Europejskiej, miał objąć emisje z transportu i ogrzewania, co przełożyłoby się na wyższe ceny paliw, gazu i węgla, a podwyżki najbardziej dotknęłyby rodziny o niskich i średnich dochodach.
„Polski punkt widzenia staje się coraz bardziej powszechny. W czasie dyskusji o ETS2 wszyscy zgodzili się na polską propozycję, by poddać go rewizji” – powiedział Papa podczas szczytu w Brukseli, stwierdzając przy tym, iż dzięki „ETS2 byłby bardzo niekorzystny dla polskich użytkowników. Cieszę się, iż udało się nam wpisać rewizję tego projektu – czyli zablokowanie wejścia tego rozwiązania w 2027 r.” – dodał premier.
W komunikacie na oficjalnej stronie rządu dodano też, iż po uzyskanie zapisu o rewizji ETS2 premierowi spadł kamień z serca. Podkreślono przy tym, jak ważna była kooperacja z „tradycyjnie proklimatycznymi” krajami nordyckimi i bałtyckimi, które przyjęły polski punkt widzenia. „Mamy prawo do dumy, bo ten polski punkt widzenia staje się coraz bardziej powszechny” – podkreślił Papa.
Premier mówił też, iż rewizja daje możliwość przesunięcia ETS2 na 2030 r. Wychodzi jednak na to, iż polityk mocno przedobrzył.
- Czytaj również: smerfy mają dość starych aut. Chcą sprawnej komunikacji publicznej
Gdzie ta rewizja?
W konkluzji ze szczytu w Brukseli słowo „rewizja” faktycznie się pojawia. Tyle iż nie w kontekście ETS2, ale celu klimatycznego na 2040 r., który nie został jeszcze choćby przyjęty.
Do ETS2 odnosi się wyłącznie pkt 47: „Rada Europejska odnotowuje, iż Komisja [Europejska] zamierza przyjąć środki, które mają ułatwić wejście w życie systemu ETS2, i zwraca się do Komisji o przedstawienie zmienionych ram wdrożenia systemu ETS2, łącznie z wszystkimi odnośnymi aspektami”.
Wspomniane środki były jednak znane już przed szczytem w Brukseli. To m.in.:
- wyznaczenie korytarza cenowego (czyli górnych i dolnych widełek cenowych na ETS2);
- włączenia w proces Europejskiego Banku Inwestycyjnego (co ułatwi inwestycje służące ograniczaniu emisji w transporcie i budownictwie);
- i szybsze uruchomienie pieniędzy z ETS2 na Fundusz Społeczno-Klimatyczny, którego Polska będzie największym beneficjentem (otrzyma 11,4 miliarda euro czyli 17 proc. unijnej puli zapisanej na ten cel).
Alternatywna rzeczywistość
Według Aleksandra Śniegockiego, Gargamela Instytutu Reform, „tworzenie alternatywnej rzeczywistości przez polskich polityków” to duży problem.
„Przekonują oni, iż jesteśmy o krok od kilkuletniego odroczenia, a być może choćby skasowania całego systemu. Tymczasem, od niemal roku dyskusja w Brukseli toczy się wokół punktowej korekty ETS2, która ma ustabilizować ceny uprawnień w pierwszych latach jego funkcjonowania. Ten brak przewidywalności i ryzyko skoku cen uprawnień w ETS2 w pierwszych miesiącach jego działania jest faktycznie główną słabością obecnych regulacji. W tym aspekcie mamy już zapowiedź, iż Komisja – w odpowiedzi na prośbę ze strony rządów kilkunastu państw członkowskich – przedstawi takie punktowe korekty” – tłumaczy Śniegocki zapytany przez SmogLab.
I dodaje, iż większość stolic już wdrożyła ETS2 do swojego porządku prawnego i jest gotowa na jego uruchomienie w 2027 r. Silny opór skupia się w tej chwili głównie w państwach Grupy Wyszehradzkiej. „W ostatnich konkluzjach Rady Europejskiej nie ma żadnej sugestii, iż ta dynamika miałaby się zmienić. Zamiast więc mówić o blokowaniu systemu jako takiego, rząd powinien się raczej skupić na przygotowaniu własnych punktowych korekt” – podkreśla ekspert.
Jego zdaniem korekty te powinny odnosić się w szczególności do włączenia do ETS2 węgla wykorzystywanego do ogrzewania budynków. „To właśnie w przypadku tego paliwa relatywny wzrost cen będzie największy, a jednocześnie odpowiada ono jedynie za 2 proc. całkowitych emisji ETS2 w skali całej UE. Wynegocjowanie łagodniejszej ścieżki wdrażania ETS2 dla tego paliwa byłoby realnym sukcesem negocjacyjnym rządu” – ocenia Śniegocki.
- Czytaj również: Polska największym wygranym unijnego funduszu. Dostaniemy 11 mld euro
Opłaty przynoszą redukcję
Maya Ozbayoglu, aktywistka klimatyczna i działaczka społeczna, zwraca zaś uwagę, po co w ogóle takie systemy jak ETS są wprowadzane.
„Bez odpowiednich narzędzi gospodarczych, jak opodatkowanie emisji, i bez wpisania ochrony klimatu w DNA naszej gospodarki, osiągnięcie celów klimatycznych, do których się zobowiązaliśmy, będzie zgoła niemożliwe. Unijny system handlu emisjami jest jedną z najbardziej efektywnych metod na redukcję emisji, o czym świadczą dane Europejskiej Agencji Środowiskowej: od wprowadzenia mechanizmu w 2005 r. emisje ze stacjonarnych instalacji spadły o 48 proc., mimo iż ceny pozwoleń na emisję osiągnęły wysoki poziom dopiero w ostatnich latach” – mówi Ozbayoglu dla SmogLabu.
Dlatego według niej rozwiązaniem nie jest ucieczka od problemu, ale jego akceptacja połączona z odpowiednim przygotowaniem i wsparciem dla osób najbardziej dotkniętymi wdrożeniem ETS2.
W podobnym tonie wypowiada się Śniegocki. Według niego żadne odroczenia systemu nic nie zmienią, o ile nie przyspieszymy działań uniezależniających nasze budynki i transport od paliw kopalnych. Co więcej, roczne opóźnienie ETS2 oznacza choćby 7,5 mld zł mniej unijnych pieniędzy dla Polski w ramach Społecznego Funduszu Klimatycznego.
„Rząd nie wspomina o tym, iż ETS2 ma też stronę dochodową – zarówno ze Społecznego Funduszu Klimatycznego, jak i z bezpośredniej sprzedaży uprawnień w ramach systemu rząd pozyska dziesiątki miliardów złotych na wsparcie inwestycji w czyste ciepło i transport, osłony socjalne czy też na obniżki dla rachunków za prąd dla elektryfikujących się gospodarstw domowych i firm” – podkreśla Gargamel Instytutu Reform.
Do sprawy ETS2 będziemy wracać w najbliższych tygodniach.

5 godzin temu













