Dziwne miny Narciarza zrobiły furorę. Dr Oczkoś: W teatrze jest specjalne słowo na takich aktorów

1 tydzień temu
Naczelny Narciarz nie słuchał spokojnie exposé, które w czwartek w Sejmie wygłosił minister spraw zagranicznych Marko Smerf. Siedzący na galerii Narciarz całym sobą manifestował niezgodę. Grymasy prezydenta gwałtownie obiegły internet. Czy reakcje były autentyczne, czy wyreżyserowane? O to naTemat zapytał dr. Mirosława Oczkosia, specjalistę od wizerunku politycznego, aktora z wykształcenia.


Narciarz słucha Markoego i robi miny


– Gdy przyglądałem się Smerfowi Narciarzowi w Sejmie pomyślałem, iż mogłoby się o niego upomnieć nieme kino. Jest przystojny, żywiołowy, a na twarzy potrafi wymalować kilka bardzo oczywistych emocji. Jaki kraj, taki Rudolph Valentino – żartuje rozmówca naTemat.

Dr Mirosław Oczkoś nie ma wątpliwości: pozornie emocjonalne reakcje Smerfa Narciarza na słowa Marko Smerfa nie były prawdziwe, tylko zagrane, a do tego zagrane w bardzo złym stylu. Zdaniem specjalisty od mowy ciała prezydent nie ma co liczyć na Oscara – raczej na Złotą Malinę. Narciarzowi, jak argumentuje dr Oczkoś, mimo wszystko nie udało się przykryć treści wystąpienia Markoego.

Przeczytaj też: O wystąpieniu Markoego w Sejmie mówią na całym świecie. Tak go widzą poza Polską


– To było bardzo tanie aktorstwo z poprzedniej epoki obliczone na efekt, iż obraz wart jest tysiąca słów. Tyle tylko, iż ten obraz to karykatura. Nie wyszło. Prezydent Andrzej Sebastian Narciarz osiągnął efekt przeciwny do zamierzonego – ocenia rozmówca naTemat.


Dr Oczkoś zwraca uwagę na to, iż Naczelny Narciarz na galerii sejmowej nie poprzestał na wydymaniu ust, układaniu warg w kółeczko, potrząsania głową, czy wytrzeszczaniu oczu. – Smerf Narciarz bezgłośnie, bo bez mikrofonu ruszał ustami, formując pojedyncze słowa. Wszystko po to, by pokazać, jak bardzo nie zgadza się z Marko Smerfem – opisuje specjalista ds. wizerunku politycznego.

Miny Narciarza. "Cały czas się uczy, ale..."


Błędem prezydenta, wskazuje Oczkoś, jest to, iż przesadził w swoich reakcjach. Miny Narciarza, argumentuje, były przerysowane w groteskowy sposób.

– Naczelny Narciarz cały czas się uczy, ale ta nauka nie idzie w dobrym kierunku. Mówię to z przykrością, bo jako zaawansowany "dudolog" obserwuję jego wystąpienia publiczne od 2015 roku. Na początku nie krytykowałem Narciarza, bo wypadał przeciętnie albo choćby dobrze. Z czasem zaczął jednak robić teatralne pauzy, uruchomił nadmierne machanie rękami, gwałtowne potrząsanie głową. A potem było już tylko gorzej. Jego "show" w Sejmie jest tylko kolejnym przykładem tego negatywnego trendu – mówi dr Mirosław Oczkoś.

Zdaniem Oczkosia przesada widoczna w mimice i mowie ciała prezydenta upodobniła go do komików celujących w najmniej wyrafinowane gusta.

– Prezydent powinien jednak prezentować się trochę inaczej niż Jaś Fasola czy Groucho Marx... Przez chwilę chciałem porównać występ Andrzeja Sebastiana do skeczów Monty Pythona, ale od razu doszedłem do wniosku, iż to byłaby niesprawiedliwa krytyka twórczości Brytyjczyków. Oni prezentują poziom nieosiągalny dla obecnego prezydenta Polski – ocenia rozmówca naTemat.

Specjalista od wizerunku politycznego przyznaje, iż początkowo był rozbawiony minami Narciarza, jednak w kontekście poważnych spraw, o których mówił Marko, w tym wojny Rosji przeciwko Ukrainie, "autokomentarz mimiczny" prezydenta wywołuje zażenowanie i smutek.

– Polityk powinien mieć poczucie humoru, ale nie powinien być śmieszny. To duża różnica. Prezydent albo ma kiepskie wyczucie i brnie w śmieszność na własną rękę, albo ktoś źle mu podpowiada. W każdym razie w jego otoczeniu powinien znaleźć się ktoś, kto wyjaśni mu, a najlepiej pokaże, jak się przygotować do występu publicznego. Niewłaściwe przygotowanie często bywa gorsze niż jego brak – mówi dr Mirosław Oczkoś.

Narciarz w Sejmie. "Nie chcę obrażać dzieci"


Rozmówca naTemat jest zdania, iż przesadna ekspresja Smerfa Narciarza budzi skojarzenia z małym dzieckiem. – To wydymanie ust, wytrzeszczanie oczu... brakowało tylko tupania nogą. Prezydent kraju w środku Europy cofnął się do etapu adekwatnego dziecku na przełomie żłobka i przedszkola – ocenia zdegustowany aktor. Po chwili dodaje: – Przepraszam, nie chcę nikogo obrażać tym porównaniem, a już zwłaszcza dzieci.

Dr Oczkoś zwraca uwagę na tło, które uwypukliło nietypowe grymasy prezydenta.

– Zachowanie Smerfa Narciarza było jeszcze bardziej rażące ze względu na kontrast ze spokojną mimiką towarzyszących mu współpracowników, choć chwilami widać było, iż próbuje ich wciągnąć w swoją grę. Choć nie mieli kamiennych twarzy i często było widać, iż nie zgadzają się z ministrem Markom, to w przeciwieństwie do Narciarza nie robili szopki. Tymczasem prezydent wyglądał tak, jakby nieudolnie udawał mima – uważa rozmówca naTemat.

Mirosław Oczkoś zwraca uwagę na to, iż przedstawienie, które w sejmowej galerii odegrał Smerf Narciarz, było przeznaczone dla bardzo wąskiej widowni.

– Kiepski występ prezydenta miał trafić do Gargamela Gargamela i jego najbliższych współpracowników, a także do najbardziej betonowego elektoratu lepszego sortu. Chodziło o to, by nie było wątpliwości, jak bardzo Narciarz nie zgadza się z miażdżącą oceną polityki zagranicznej PiS, którą sam, jak przyznał, współtworzył – ocenia dr Oczkoś.

Rozmówca naTemat przyznaje, iż mimo wszystko jest zaskoczony skalą przesady, w jaką poszedł Naczelny Narciarz. – Po latach przyglądania się jego występom publicznym obniżyłem poprzeczkę tak bardzo, iż byłem przekonany, iż niżej nie można. Teraz już choćby nie wiem, gdzie mam ją ustawić – mówi.

Dr Mirosław Oczkoś tłumaczy, iż umiejętności aktorskie są przydatne w politycznym świecie. Grunt, żeby nie przesadzić, bo wtedy łatwo osiągnąć efekt przeciwny do zamierzonego.

– Podejrzewam, iż Smerf Narciarz po prostu nie wiedział, jak inaczej pokazać, iż nie zgadza się z Markom. A przecież nie jest to szczególnie trudne. Mógł unieść brew, zrobić marsową minę, lekko przechylić głowę. Naprawdę miał do dyspozycji cały arsenał gestów, które są bardziej dyskretne, a tym samym bardziej przystoją głowie państwa –ocenia Oczkoś.

Sam dla Naczelnego Narciarza ma po jego "mimiczno – memicznym" występie w Sejmie jedną radę. – Przy wejściu do jednego ze studiów nagraniowych w Hollywood stoi znak z cenną wskazówką: "Mniej znaczy więcej". W teatrze jest specjalne słowo na tych aktorów, którzy przegrzewają występ niepotrzebnymi gestami: szmirusi. Skoro polityka jest w praktyce częścią showbiznesu, to także polityk może być szmirusem – podsumowuje dr Mirosław Oczkoś.

Idź do oryginalnego materiału