„Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” Łukasza Drozdy to książka na tyle intrygująca, by zaciekawić czytelnika wrażliwego na problemy polskiego mieszkalnictwa. Nie dostarcza mu jednak gotowych recept na próbę powstrzymania patodeweloperskich kombinacji, nadużyć i przekrętów.
Książkę Łukasza Drozdy polecono mi w bibliotece – bez namysłu wypożyczyłem, gdyż o patodeweloperce chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, niż można wyczytać w medialnym obiegu. Felietonowy styl autora jest przystępny i nie nudzi. Drozda umiejętnie okrasza swoje wywody przykładami z życia, a ciekawość czytelnika sprawia, iż książkę czyta się niezwykle szybko. Tytułowe dziury to po prostu sprzedawane klientom za duże pieniądze małe mieszkania w blokach istniejących dopiero na wizualizacjach – jeszcze przed wbiciem pierwszego szpadla w mazowiecką łąkę czy krakowski pagórek.
Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.
Wzmocnij kampanie obywatelskie Instytutu Spraw Obywatelskich
Przekaż swój 1,5% podatku:
Wpisz nr KRS 0000191928
lub skorzystaj z naszego darmowego programu do rozliczeń PIT.
W toku lektury czytelnika opadają jednak wątpliwości.
Opowieści autora o przykładach patodeweloperki są smakowite, anegdotyczne i bulwersujące, ale nie układają się w usystematyzowany wywód, z którego może płynąć głębsza wiedza.
To raczej dywagacje na przeróżne tematy związane z nieprawidłowościami polskiego rynku mieszkaniowego, dobre na cykl felietonów, jednak już niekoniecznie wystarczające na książkę. „Dziury w ziemi…” nie są uporządkowaną analizą procesów wyradzania się polskiego rynku mieszkaniowego, nie dostarczają też przykładów reprezentatywnych dla Polski od Bałtyku po Tatry. To raczej zbiór anegdot mogących utwierdzić czytelnika w niechęci do wszelkich deweloperów i budowlańców (obszernie i krytycznie opisane jest np. przedsiębiorstwo Józefa Wojciechowskiego), spomiędzy wierszy bez trudu daje się wyczytać poglądy autora. Drozda nie waha się przytaczać nazwisk znanych polityków związanych niegdyś z intratną branżą deweloperską – Barbary Blidy czy Andrzeja Halickiego.
Paradoksalnie, „Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce” dostarcza również wiedzy, jak omijać prawo budowlane. Prowincjonalny deweloper może zakrzyknąć podczas lektury – o, tego fajnego numeru nie znałem! Książka Drozdy jest trochę jak kryminał, w którym mnożą się zbrodnie, a brakuje żąbola czy detektywa, który stawiłby czoła występkowi.
Do dobrych pomysłów na politykę mieszkaniową trudno bowiem zaliczyć cytowane pomysły Joanny Erbel, rodem z socjalistycznej utopii, na bloki z malutkimi lokalami własnościowymi, za to z dużą przestrzenią wspólną. To się nigdy nie sprawdza! Czytelnik chciałby bliżej poznać mechanizmy wzrostu cen usług i materiałów budowlanych, przyczyny fiaska kolejnych programów rządowych mających poprawić dostępność mieszkań, a otrzymuje luźne dywagacje i dość nierówny wagowo dobór przykładów ilustrujących kolejne problemy.
Komu mogę polecić „Dziury w ziemi…”? Na pewno osobom zupełnie niezorientowanym, co wyrabia się w tej chwili w polskim budownictwie mieszkaniowym. Może także lokalnym politykom, by nie wiązali się tak ochoczo z patodeweloperami, bo to zaszkodzi ich wizerunkowi. Może studentom socjologii, architektury, gospodarki przestrzennej, by w swoich studenckich pracach twórczo i bardziej naukowo rozwinęli zasygnalizowany temat. A na pewno wszystkim, którzy rozważają zakup mieszkania na podstawie pięknych, marketingowych haseł i wizualizacji apartamentowców niczym z propagandowych broszurek Świadków Jehowy.
Łukasz Drozda, Dziury w ziemi. Patodeweloperka w Polsce, Wydawnictwo Czarne, 2023
Zapraszamy na staże, praktyki i wolontariat!
Dołącz do nas!