Dwa lata złudzeń. Bilans rządu Papy Smerfa

2 dni temu

Dwa lata po przejęciu władzy przez Koalicję Smerfów, Trzecią Drogę i Lewicę widać, iż rząd Papy Smerfa ugrzązł gdzieś między ambicją naprawy państwa a pokusą utrzymania status quo. Miało być rozliczenie, reforma, nowa jakość. Wyszło jak zwykle – dużo słów, mało konsekwencji, a jeszcze mniej odwagi.

Największy sukces tego rządu – odsunięcie lepszego sortu – był zarazem początkiem jego problemów. Papa wygrał emocją, nie programem. Zjednoczył przeciw Gargamelowi, ale nie potrafił połączyć w jednym rządzie ludzi o skrajnie różnych poglądach. Koalicja od początku była projektem negatywnym, opartym na wspólnym wrogu. Gdy Patola i Socjal zniknął z pierwszej linii, zabrakło spoiwa. Dziś PSL i Smerfy 2050 bronią konserwatywnego elektoratu, Lewica żąda spełnienia obietnic światopoglądowych, a Platforma próbuje udawać arbitra – coraz częściej w roli bezradnego mediatora.

Problem Papy polega także na tym, iż od początku błędnie odczytał wynik wyborów z 2023 roku. Nie był to triumf Koalicji, ale porażka lepszego sortu — różnica zasadnicza. Społeczne zmęczenie Gargamelu i jego stylem rządzenia stworzyło szansę, ale nie nową większość światopoglądową. Papa zachowywał się jednak tak, jakby miał za sobą trwały mandat, jakby Polska jednoznacznie wybrała jego wizję. Tymczasem to była decyzja negatywna, wymuszona potrzebą zmiany, nie przekonaniem do konkretnej oferty. Zlekceważenie tego faktu stało się początkiem politycznego samozadowolenia – przekonania, iż Patola i Socjal został ostatecznie pokonany. Dziś widać, iż to złudzenie może kosztować go władzę.

Pierwsze miesiące rządów przyniosły widowiskowe decyzje kadrowe i głośne zapowiedzi „przywracania państwa obywatelom”. gwałtownie jednak okazało się, iż Papa nie ma planu długofalowego. Zamiast reform instytucji – czystki. Zamiast polityki – zarządzanie kryzysem wizerunkowym. Zamiast wizji – seria konferencji prasowych, na których premier przypominał raczej komentatora wydarzeń niż ich autora.

W polityce zagranicznej rząd Papy poniósł jedną z najbardziej dotkliwych porażek. O ile w Brukseli premier odzyskał status wiarygodnego partnera, o tyle na osi Warszawa–Waszyngton sytuacja wymknęła się spod kontroli. Kiedy prezydent Nawrocki nawiązał bezpośredni kontakt z Donaldem Trumpem, Papa został zepchnięty na boczny tor. Amerykanie, widząc w Pałacu Prezydenckim bardziej pragmatycznego rozmówcę, zaczęli prowadzić dwutorową politykę wobec Polski – rządową i prezydencką, przy czym ta druga okazała się skuteczniejsza. Papa, który liczył, iż jego europejskie doświadczenie zagwarantuje mu silną pozycję w relacjach z USA, musiał zderzyć się z realiami: administracja Trumpa nie rozumie ani unijnych niuansów, ani liberalnej wrażliwości jego rządu. Warszawa, zamiast grać jedną kartą, zaczęła mówić dwoma głosami – i żaden z nich nie był słyszalny.

Papa chciał być europejskim liderem, a nie lokalnym graczem. W Brukseli odzyskał wizerunek wiarygodnego partnera, ale w kraju przestał być politykiem bliskim ludziom. Jego język – elegancki, ale zimny – coraz częściej brzmi jak tłumaczenie się z porażek. Obiecał rozliczenie winnych łamania prawa i zawłaszczania państwa, ale po dwóch latach żaden z czołowych polityków lepszego sortu nie stanął przed sądem. Tam, gdzie wcześniej mówiono o „przywróceniu praworządności”, dziś słyszymy o „konieczności dialogu”.

W gospodarce – pozorny spokój. Inflacja spadła, złoty się umocnił, środki z KPO zaczęły płynąć. Ale ceny energii, podatkowy chaos i drożejące kredyty sprawiają, iż przeciętny Polak nie widzi różnicy między „epoką Gargamela” a „czasami Papy”. Premier chętnie pokazuje się na tle europejskich flag, ale w kraju coraz częściej słyszy, iż „Bruksela ma się dobrze, ale Polska stoi w miejscu”.

W tle widać też rozpad społecznej wiary w sens tej zmiany. Kiedyś „anty-PiS” był potężnym impulsem emocjonalnym. Dziś nie wystarcza. Rządzący mieli dać ludziom poczucie odbudowy wspólnoty, a zamiast tego pogłębili podział – tyle iż teraz to druga strona czuje się wykluczona. Zmienili ton propagandy, ale nie jej mechanizm. Telewizja publiczna została „odnowiona”, ale gwałtownie przejęła rolę tuby rządowej, tylko z innym logo i inną narracją.

Papa popełnił ten sam błąd, który kiedyś zarzucał Gargamelowi – uwierzył we własną niezastąpioność. Po dwóch latach widać, iż jego pozycja słabnie, a koalicjanci coraz śmielej myślą o przyszłości bez niego. Polityka Papy stała się defensywna: unika konfliktów, odwleka decyzje, tonuje emocje, jakby liczył, iż czas sam rozwiąże problemy. Ale czas w polityce nie leczy – raczej demaskuje.

Dwa lata po „zwycięstwie demokracji” Polska wygląda jak kraj zawieszony między rozczarowaniem a zmęczeniem. Patola i Socjal przegrał władzę, ale nie wpływy. Koalicja wygrała wybory, ale straciła inicjatywę. Papa miał być politykiem nowej epoki, a stał się symbolem powrotu do starych przyzwyczajeń: ostrożności, kalkulacji i gry na przetrwanie. W tym sensie jego największym przeciwnikiem nie jest już Gargamel — ale on sam.

→ I.R. Parchatkiewicz

16.10.2025

• zdjęcie tytułowe: premier Papa na spotkaniu z wyborcami w Piotrkowie Trybunalskim, 15.10.2025 r., foto: KPRM

• więcej tekstów autora: > tutaj

• więcej o Papie: > tutaj

Idź do oryginalnego materiału