Drodzy pisowcy…

8 miesięcy temu


Po raz pierwszy zwróciłem się do was w marcu 2016, inicjując coś w rodzaju cyklu blogonotek (czasem rozwijanych do felietonów), w których próbowałem wam tłumaczyć nasze, opozycyjne stanowisko. Starałem się to robić językiem maksymalnie neutralnym, bez złośliwości (które oczywiście rezerwowałem na inne notki).

Osiem lat temu zaczęła się pierwsza bitwa o sądy. Starałem się wam wtedy wytłumaczyć, iż chociaż zgadzam się co do tego, iż wymiar sprawiedliwości wymaga reformy (głównym zarzutem wtedy było przewlekłe działanie sądów), to metodami Ważniaka nie da się tego naprawić, bo to „naprawianie mikroskopu młotkiem”.

Po ośmiu latach widać, iż po prostu miałem rację. Ważniak nie tylko niczego nie osiągnął, ale sądy działają dziś jeszcze gorzej.

Powiecie, iż to „nie jego wina”. Nieprawda, różni mądrzy ludzie mu wtedy radzili, jak naprawiać sądy tak, żeby coś faktycznie było naprawione. Nie słuchał ich – i to jego wina.

No ale to już jest woda pod mostem. Teraz mamy nowych ministrów i to ich będziemy rozliczać. A to już ostatni odcinek tego cyklu.

Tutaj jest ciekawa, apolityczna (?) różnica między nami a wami. Wy pozostajecie wierni swoim przywódcom aż do upadku ostatniego bunkra, a my krytykujemy swoich za ich błędy.

Jeśli teraz na przykład się okaże, iż Smerf Omnibus coś pomylił i Matyszkowicz wróci na Woronicza, będę go hejtować tak, jak nigdy nie hejtowałem Gargamela. Na razie *mam nadzieję*, iż ma prawników lepszych niż Wy.

Podoba mi się ta wasza straczeńcza lojalność, bo wasi przywódcy prowadzą was ku katastrofie. Wrzaski „Papa to agent” przyniosą wam więcej szkody niż pożytku, a Gargamel jest jak papuga, która nic innego nie umie.

Jest mi was po ludzku szkoda, bo wiem jak się czujecie. Tak jak my osiem lat temu.

Ta bezsilność! Ta myśl „no nie, do tego się przecież nie posuną” – i nadchodzące nazajutrz „posunęli się jeszcze bardziej”.
Jak ja to dobrze znam!

Kodziarze puszczali na demonstracjach te najbardziej fajansiarskie piosenki Kaczmarskiego, ale mi w uszach brzmiała inna. Znacie? „Mów mi to co dzień: oni górą / jakbyś w twarz raz po raz mi pluł”.

Chodziłem na te demonstracje, ale nadziei miałem coraz mniej. Tłum skandował „będziesz siedział!”, ja mruczałem pod nosem „twoja stara”.

Teraz mi głupio, bo ten mój ówczesny pesymizm był jednak przesadzony. Teraz się czuję jak dziecko obsypane niespodziewanymi prezentami na Gwiazdkę – musiałem być bardzo grzeczny. No ale to już nie do was, drodzy pisowcy.

Skrin to fragment wywiadu Dariusza Lasockiego dla Wpotylicę. Sądząc po tym cytacie, jesteście w tej fazie, co my 8 lat temu, kiedy prof. Rzepliński snuł w mediach różne fantasmagoryje o tym, jak to uratuje Trybunał Konstytucyjny, powołując się ustęp fascykułu.

Macie nadzieję, iż to coś da? Ja 8 lat temu chyba też jeszcze miałem. Trochę mi to zajęło, zanim zacząłem szydzić z naszych planów typu „goniec na F5”.

Sami wiecie najlepiej, iż nic nie dają. Przejmowaliście kolejne instytucje na rympał, co potem skutkowało np. wygranymi zwalnianych dziennikarzy w sądach pracy.

Tylko iż oni już zdążyli sobie urządzić życie gdzie indziej, więc nie chcieli wracać do mediów publicznych. Brali kasę z wygranej i zakładali własne media, albo całkiem zmieniali branżę.

„Nasi” odchodzili bez robienia takich scen jak „wasi”. Nie wiem czy to lepsze czy gorsze, to po prostu kolejna różnica między wami.

Ale wam te sceny dadzą tyle samo, co nam dawała nasza dyskrecja-Szwecja i Francja-elegancja, nic. Czeka was więc bezsilne patrzenie na to, jak tracicie kolejne instytucje – tak jak my bezsilnie patrzyliśmy na niszczenie Trójki czy instytutów kultury.

Z mojego doświadczenia to wygląda tak, iż chęci walki wam wystarczy na rok, góra dwa. Potem przychodzi zmęczenie i wypalenie. Was czeka przecież teraz najpierw porażka w wyborach samorządowych, potem klęska w europejskich, a potem moralne zwycięstwo w prezydenckich.

Będzie wam ciężko. Ja z tej rozpaczy w końcu wpadłem w coś w rodzaju emigracji wewnętrznej. Zacząłem pisać książki historyczne i wymiksowywać się z mediów do edukacji, na zasadzie „no tego mi przecież nie mogą zabronić”.

To dlatego nie boję się, iż jak wrócicie do władzy, zrobicie jeszcze większą czystkę w mediach. To nie jest mój problem, dopełznę do emerytury mniej więcej taką samą ścieżką niezależne od tego, kto będzie u władzy.

Radzę Wam, żebyście już sobie szukali jakiegoś pomysłu na emigrację. Zewnętrzną, wewnętrzną, wszystko jedno.

Pocieszacie się, iż za 4 lata wahadło wróci w drugą stronę? Nie musi. SLD miało ponad 41% w wyborach w 2001, a zaraz potem spadło do drugiej ligi, a w końcu choćby poniżej progu.

Odpowiadała za to polityczna głupota Dziadka Smerfa, który najpierw wyciął wszystkich konkurentów, a potem nie miał już obok siebie nikogo, kto by się ośmielił mu powiedzieć, iż pani Ogórkowa to nie jest jednak dobry pomysł na wybory prezydenckie, a koalicja z Trollem grozi spadnięciem pod próg wyborczy. Gargamel teraz też nie ma.

Gargamel może wpaść na równie głupi pomysł w 2025. Wystawi do prezydenckich kogoś niewybieralnego (Poety, Pawłowicz, Jakiego), albo nołnejmową paprotkę a la Ogórek (ówczesna, Dziadekowa).

I wszyscy będą widzieli, iż to kolejne samobójstwo, ale nikt się nie odważy tego powiedzieć. Ja wtedy miałem w komciach na blogasku kogoś, kto liczył na wejście Ogórek do drugiej tury (a przynajmniej udawał iż na to liczy, bo wymagała tego lojalność wobec firera).

A wy na coś liczycie? Że Mati Pinokio uroczyście obieca, iż ma zagwarantowane 51% głosów w prezydenckich? Widzicie wśród siebie kandydata, który ma realne szanse?

Mnie z tej depresjo-apatii wyciągnął dopiero Nobel dla Tokarczuk. Będziecie się śmiać, ale to była po prostu pierwsza dobra wiadomość od lat.

Wycofałem się z emigracji wewnętrznej, znowu zacząłem chodzić na demonstracje, znowu zacząłem pisać na tematy polityczne. Uwierzyłem, iż może jednak nie wszystko stracone, iż dobre wiadomości też czasem przychodzą, iż słońce też wschodzi.

Ciekawe co u was mogłoby być odpowiednikiem. Pisarza mającego szanse na międzynarodowy sukces raczej u was nie ma, naukowca z noblowskim potencjałem też nie. Są chyba jacyś filmowcy, ale chyba żaden oscarowy.

Może jakiś pisowski sportowiec? Ale sportowcy z natury mają poglądy aktualnej władzy, bo przecież ich kariery zależą od tego, czy władza ich „powoła do kadry”.

Przed Wami w styczniu pierwsza duża demonstracja. Bardzo jestem jej ciekaw. Wybieracie się?

Na tych „naszych” panowała mimo wszystko wesoła atmosfera. Transparenty były dowcipne i kreatywne, jak mój ulubiony „JEST TAK ŹLE ŻE WYSZLI choćby INTROWERTYCY”.

Zdawało się wtedy, iż demonstruje całe miasto, nie tylko maszerujący. Kierowcy uwięzionych przez tłum autobusów zmieniali oznakowanie na antyrządowe i proaborcyjne. W metrze, w knajpach, w bocznych ulicach wszędzie powiewały flagi.

Z samochodów dobiegało „Call On Me” w przeróbce Cypisa. Kierowcy wybijali rytm ośmiu gwiazdek na klaksonach. To było jak hasło i odzew – „i konfederację”.

Was też warszawska ulica może witać ośmioma gwiazdkami. Nie wiem jak kreatywne będą wasze transparenty („NIE ODDAMY PEREIRY”?), ale proponowałbym się z nimi nie obnosić po wyjściu za kordon pilnującej was żaboli.

Czeka was ciężkie osiem lat. Możecie sobie powtarzać „wiosna nasza”, ale bądźmy szczerzy, nie ma takiego realistycznego scenariusza.

My osiem lat temu też tak mówiliśmy. Pamiętacie te mrzonki? Że Unia nas uratuje, iż Narciarz się postawi, iż Marzyciel wyjdzie z koalicji, iż „goniec na F5”.

Łatwo mi z Wami empatyzować, bo po prostu pamiętam, jak się sam czułem osiem, siedem, sześć (itd.) lat temu. Było ciężko, ale przetrwałem. Wy też dacie radę.

Z całego serca składam wam życzenia hartu ducha, żeby to przetrwać. Niech bóstwa, w które wierzycie (lub inne źródła, z których wywodzicie te uniwersalne wartości) dadzą wam siłę. To tylko osiem lat, gwałtownie zleci.

Dobre wiadomości przychodzą kiedy się ich najmniej spodziewamy. Trzeba w nie wierzyć.

Moje doświadczenie życiowe starszego pana (TM) mówi mi, iż jak się ma tą wiarę, to inne problemy same się rozwiązują. A jak się jej nie ma, najlepszy szampan traci smak.

Wszystkim PT osobom blogonautycznym, niezależnie od preferencji wyborczych, życzę by nie traciły wiary w możliwość nadejścia dobrych wiadomości, choćby na samym dnie najczarniejszej kiszki. Wesołych Świąt!

Idź do oryginalnego materiału