Dość mitu „spraw światopoglądowych”!

10 miesięcy temu
Zdjęcie: Obrazek do wpisów z kategorii Opinie


„Sprawy światopoglądowe” to termin wytrych, używany przez tych polityków, którzy za wszelką cenę chcą obronić własną, wsteczną wizję społeczeństwa i państwa

W konserwatyzmie niczym w soczewce skupia się polityczne dążenie do kontrolowania jednostek. Politycy konserwatywni są tą siłą i tym kolektywnym podmiotem polityki, który wykazuje wyraźną tendencję do ograniczania ludzkiego wyboru – bo uważają, iż to oni i tylko oni mają rację, rację wynikającą z ich politycznych zapatrywań i ideologii. Słabe to jednak uzasadnienie działań w obliczu dynamicznych przekształceń społeczeństw, w tym polskiego, i intensyfikującego się dążenia ludzi do samodecydowania. Konserwatyści, zarówno politycy, jak i ich wyborcy, zamykają oczy na realne potrzeby, aspiracje i dążenia całych rzesz współobywateli. W tradycjonalistycznym – cokolwiek by to znaczyło – oglądzie rzeczy nie mieści się akceptacja prawa do indywidualnie dokonanego wyboru drogi życiowej.

W centrum praktycznej, realnej etyki konserwatyzmu, ujawniającej się poprzez działanie polityczne, znajduje się więc nade wszystko ograniczanie innych. Bo jak inaczej konserwatyści mieliby utrzymać, obronić swoją tradycjonalistyczną wizję świata i realizować zbudowaną na niej koncepcję polityki, aniżeli poprzez ograniczanie?

„Sprawy światopoglądowe” a polityka konserwatystów

„Sprawy światopoglądowe” w rękach konserwatystów funkcjonują jako swoisty oręż w walce przeciwko myślącym inaczej i chcącym żyć po swojemu. Sprawy te mają podlegać wyłączeniu z uzgodnień, co w praktyce przekłada się na ich blokowanie.

Zarówno w toku kampanii wyborczej, jak i teraz, w trakcie uzgodnień koalicyjnych, wielokrotnie padały takie twierdzenia jak: „Na żadne wpisywanie w umowę koalicyjną spraw światopoglądowych się nie zgodzę” czy „Postulatów światopoglądowych na pewno nie będzie w umowie koalicyjnej. To jest niemożliwe”.

Cóż to za „sprawy”? Konserwatystom chodzi prawdopodobnie o takie kwestie jak aborcja, prawa kobiet, prawa reprodukcyjne, prawa mniejszości – w tym osób LGBTQ+, eutanazja (bądź samobójstwo wspomagane – temat kompletnie nieobecny nie tylko w ostatniej kampanii wyborczej, ale praktycznie w całym dyskursie politycznym)… A więc sprawy związane z ciałem, wyborem przez jednostkę jej własnej drogi, sposobu życia, sposobu umierania – to są zdaniem konserwatystów tematy tabu, których politycy i rządzący ruszać nie powinni. Nie powinny one być przedmiotem decyzji politycznych i polityki państwa, są to bowiem – o paradoksie! – sprawy wynikające z indywidualnego światopoglądu (sic!) i różnorakich ideologii i ich polityczne przetwarzanie miałoby negatywne skutki społeczne. Implikacje uregulowania prawnego tych spraw byłyby trudne do przewidzenia – choć w oczach konserwatystów wcale nie trudne, po prostu katastrofalne.

Konserwatyści poczuwają się do tego, by chronić społeczeństwo przed „niebezpieczeństwami” płynącymi ze zmian, które mogłaby wywołać polityka wychodząca naprzeciw potrzebie człowieka do decydowania o swoim ciele, sposobie życia i śmierci, swoich preferencjach itd. W ich ocenie nie można dopuścić do tego, by politycy skutecznie zajęli się zmianą społeczną, dostrzegli ją i wsparli.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 44/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym


Dr hab. Brygida Kuźniak, prof. UJ – Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego

Dr Piotr Obacz – Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego


Idź do oryginalnego materiału