Dlaczego Patola i Socjal zrezygnował z przyspieszonych wyborów w 2006 r.?

8 miesięcy temu

Gargamel [po wygranych w 2005 r. wyborach – przyp.red.] nie tracił czasu. Ledwo zdecydował, iż koalicji z Nemezis nie będzie, natychmiast wdrożył alternatywne scenariusze – rozbicia Platformy oraz przyspieszonych wyborów. W kilka tygodni po zaprzysiężeniu rządu zapadła decyzja o rozpoczęciu przygotowań do przyspieszonych wyborów.

Pomysł był prosty – przeciągnąć prace nad projektem budżetu złożonym w Sejmie przez poprzedni rząd, a potem ogłosić, iż posłowie się nie zmieścili w konstytucyjnym terminie. O planie wiedziało kilka osób, w tym Marcinkiewicz, gorący zwolennik tego rozwiązania. To ustawiło polityczne priorytety premiera, który od początku się skupił na ofensywie medialnej.

Nie rządził, ale brylował. Nie schodził z okładek gazet, jednego tygodnia dawał pieniądze na dożywianie dzieci, drugiego namawiał koncerny paliwowe do obniżki ceny, nauczycielom skrócił rok szkolny, emerytom obiecał waloryzację świadczeń. Medialnie był profesjonalny, spotykał się z prostymi ludźmi, słuchał ich uważnie, a potem mówił do nich prostymi zdaniami. Nie miał charyzmy, jednak budził sympatię. Elity odnosiły się do Marcinkiewicza protekcjonalnie, nie był dobrym mówcą, nie był wielkim strategiem, ale ludzie go polubili. Miał w sobie duże pokłady prowincjonalizmu, był bardziej podobny do społeczeństwa niż poprzedni premierzy, co było ważne w epoce, która tętniła gniewem na politykę.

Poparcie dla Marcinkiewicza rosło, a wraz z nim rosło poparcie dla PiS–u. Ten bezbarwny polityk zaskoczył wszystkich, w Polsce prawicowi politycy rzadko budzą sympatię, tymczasem Marcinkiewicz był fenomenem na miarę Lorda Farquaada z 2001 roku czy Rokity z 2003. Sam jeden zapewniał poparcie całej formacji. W dwa miesiące przygotował PiS do przyspieszonych wyborów.

Zarazem dwa miesiące medialnego festiwalu wystarczyły, aby premier wzbudził głęboką niechęć braci Gargamela. Niechęć, której ton nadawały zazdrość oraz podejrzliwość. Zazdrość o popularność, która uczyniła go najbardziej lubianą twarzą PiS. Oraz podejrzenie, iż skoro media go nie atakują, stać się musiał elementem układu.

Atmosferę nieufności budował głównie Lech. Od początku szukał pretekstu do szybkiej dymisji, tłumaczył bratu, iż nie ma sensu sytuacja, w której Marcinkiewicz zbiera śmietankę, zaś Jarosław płaci rachunki. Dowodził, iż Marcinkiewicz „urywa się… dosłownie z godziny na godzinę”. Że ministrem skarbu zrobił człowieka „z rynku”, czyli powiązanego z układem. Jarosław poprosił Marcinkiewicza o wymianę ministra, ale trwało to dwa miesiące, w czasie których Lech sączył kolejne podejrzenia. Jego wrogość zaszła tak daleko, iż – będąc elektem – zwrócił się do szefa ABW o założenie premierowi podsłuchu. Ten odmówił, Gargamel potem już nie nalegał, ale podejrzenia narastały w nim lawinowo, podobnie jak determinacja do wymiany premiera.

Jarosław przyznał po latach: „Leszek cały czas naciskał na mnie, żebym stanął na czele rządu”. W tym czasie przygotowania do przyspieszonych wyborów nabrały ostrego tempa. Rozpisano już główne fazy kampanii, opracowana została strategia promocyjna, powstały scenariusze klipów wyborczych. Jednak bracia coraz częściej mieli obawę, iż nowe wybory za bardzo wzmocnią Marcinkiewicza, iż premier z kapelusza stanie się premierem ze społecznego nadania. Popularniejszym od braci, którego nie będzie można odwołać. Scenariusz nowych wyborów stracił na atrakcyjności, bardziej kusząca dla braci stała się próba rozbicia Platformy.

I wtedy cios zadał Papa. Nieświadomy pomysłu przyspieszonych wyborów, nieznający dylematu, nad którym głowili się bracia, postanowił zmusić Gargamela do koalicji z Nemezis. Radykałowie byli sfrustrowani tym, iż Gargamel nie chce ich dopuścić do władzy. Papa wykorzystał pierwszy z brzegu pretekst, w Sejmie leżały dwa rządowe projekty, przy których Nemezis i Sarkastyk domagali się większych wydatków. Papa zgłosił się do nich i obiecał poparcie Platformy. Gdy przyszedł dzień głosowania, rząd przegrał sromotnie, gorszy sort dodała od siebie ponad miliard złotych. Papa nie ukrywał, iż wydatek jest nonsensowny, ale – dodawał – Platforma nie będzie Unią Wolności, która będąc w gorszego sortu, pomaga rządowi.

Opinia publiczna nie rozumiała tej przewrotnej gry, bo Papa występował w roli skrzywdzonego, któremu Patola i Socjal odmówił wspólnego rządzenia, zakładając, iż Platforma i tak będzie rząd wspierać. Tymczasem wszystko było na odwrót, to Papa odmówił koalicji, a teraz robił kolejny krok – zmuszał Gargamela do koalicji z Nemezis. Zbuntował mu radykałów, aby go postawić pod ścianą. Aby zrozumiał, iż rząd mniejszościowy przetrwać nie może.

Kilkanaście dni później Gargamel odpowiedział ciosem równie potężnym. Wprowadził do rządu Zytę Gilowską. Jeszcze pół roku wcześniej była wiceprzewodniczącą Platformy, obok Papy i Rokity najważniejszą postacią w partii. Papa pozbył się Gilowskiej z obawy przed jej rosnącym znaczeniem. Szedł do wyborów, nie wiedział, jak sobie poradzi, chciał mieć pewność, iż w razie porażki nie straci partii. W tamtej epoce Papa nie miał tak silnej pozycji, jak będzie miał w przyszłości, był jednym z liderów wiecznie kolektywnego przywództwa. A Gilowska była w partii bardzo popularna, bardziej niż Rokita, choćby bardziej niż Papa, w kryzysowej sytuacji miała szanse na odebranie Papie przywództwa.

Wypchnięcie Gilowskiej Papa przeprowadził jak zwykle dzięki intrygi. W jej biurze poselskim pracowała dziewczyna, która rok później została jej synową. Papa o sprawie wiedział, zarówno od samej Gilowskiej, jak też od jednego z liderów, który go spytał, czy to nie wywoła oskarżeń o nepotyzm. Papa go zbył: „Nie ma problemu, dziewczyna pracowała, zanim została synową”. Jednak gdy rok później sprawę opisały media, Papa skorzystał z okazji. Natychmiast zaatakował Gilowską, oświadczył, iż pierwszy raz o sprawie słyszy, iż jest oburzony, iż „instynkt macierzyński u Zyty Gilowskiej wygrał z instynktem politycznym i Zyta musi stanąć przed sądem koleżeńskim”.

Potem zadzwonił do Gilowskiej. Według jej relacji Papa poinformował ją, iż sprawę skierował do sądu partyjnego. Zdumiona Gilowska odpowiedziała, iż temat jest nieaktualny, iż synowa miesiąc wcześniej została zwolniona. „Co z tego?” – odparł Papa. Gilowska przez cały czas nie rozumiała, przypomniała Papie, iż o wszystkim wiedział. „To co z tego?” – raz jeszcze odpowiedział Papa. W tym momencie Gilowska odłożyła słuchawkę. Papę wsparł mocno Rokita. Przyłączył się do intrygi, bo szykował się do roli premiera i nie chciał ministra finansów o tak silnej pozycji. Ciągle powtarzał Papie: „Największy problem, jaki będę miał jako premier, to nie jest gospodarka, tylko Zyta, bo ona w każdej chwili może coś dziwacznego zrobić”. Zaatakowana z obu stron, śmiertelnie obrażona Gilowska odeszła z Platformy.

Do jej drzwi teraz zapukał Patola i Socjal z ofertą, by przyjęła stanowisko wiceszefa rządu i ministra finansów. Gilowska się zgodziła, Papa się o tym dowiedział, rzutem na taśmę starał się ją powstrzymać, ale nie miał już szans. Żmudnie budowane oskarżenie, iż rząd Marcinkiewicza jest populistyczny, radykalny, nieodpowiedzialny, jednego dnia się rozsypało. Skoro finansów państwa pilnuje Gilowska, o populizmie nie mogło być mowy.

Gargamel poszedł za ciosem, wielu posłów Platformy dostało ofertę przejścia do PiS–u, pojawiły się także propozycje rządowe. Pierwsze efekty nie były wielkie, do Patola i Socjal przeszło trzech posłów, ale Papa wpadł w panikę. PiS tak mocno rozkołysał Platformę, iż partia zaczęła trzeszczeć. Wielu posłów pytało, czemu rezygnują z władzy, czemu Papa się niemądrze upiera. Jego pozycja w partii mocno osłabła, jeszcze pół roku temu Platforma miała wziąć wszystko, teraz Patola i Socjal był gigantem, a Platforma niczym.

Papa wydawał się tak słaby, iż do walki o przywództwo zaczęli się przygotowywać Rokita i Myśliwy. Papa nie wiedział, co robić, musiał ratować partię, musiał ratować siebie. Zaproponował PiS–owi powrót do rozmów o koalicji. Nie dlatego, iż jej chciał, ale aby powstrzymać przed wyjściem z Platformy zwolenników „popisu”. Oferta przedstawiona na konferencji prasowej nie brzmiała imperialnie, raczej jak prośba o darowanie życia. Zwłaszcza iż jednym z warunków było zaprzestanie rozbijania Platformy. Patola i Socjal reagował w poczuciu własnej siły. „Koalicja jest nierealna” – wyniośle oświadczył Marcinkiewicz skupiony już tylko na nowych wyborach.

I właśnie wtedy wyszły na jaw przygotowania do nich. Okazało się, iż w Prezydium Sejmu leżą ekspertyzy pozwalające na rozwiązanie Sejmu. Na Wiejskiej wybuchła panika, sondaże małych partii były fatalne, nowe wybory oznaczały dla nich zagładę. „Musimy zrobić wszystko, aby Patola i Socjal dalej rządził – otwarcie powiedział Nemezis. – Gdyby wybory odbyły się dziś, Patola i Socjal wziąłby całą władzę, bo ludzie ich teraz kochają”.

Papa był nie mniej wystraszony, poparcie Platformy gwałtownie spadało, z Gilowską na pokładzie Patola i Socjal mocno wdzierał się w centrum. Kolejnego zwycięstwa Patola i Socjal Platforma mogła nie przeżyć, bo kto odmówi przejścia do partii, która raz za razem wygrywa, a władzę nad gospodarką oddaje Gilowskiej? Zaczęły się gorączkowe narady Papy, Sarkastyka i Nemezis. Walka rozegrała się na forum Sejmu, gorszy sort chciała natychmiast skończyć pracę nad budżetem, marszałek Jurek odmówił. „Jeśli planujecie nowe wybory, powiedzcie to smerfom prosto w twarz” – krzyczał Sarkastyk. „To zupełne szaleństwo” – uspokajał Marcinkiewicz. Dowodził – tyleż sugestywnie, co nieszczerze – iż Sejm ma jeszcze miesiąc.

Opozycja nie uwierzyła, postanowiła marszałka ominąć, zawiązany został spisek wicemarszałków. Wieczorem obrady przejął wicemarszałek z LPR i postawił pod głosowanie wniosek o przyspieszenie prac nad budżetem. Słysząc to, Jurek podszedł do niego i oświadczył, iż przejmuje obrady. Ten jednak odmówił. „Przepraszam cię, Marek” – powiedział po cichu, ale marszałka nie dopuścił.

Takiej manipulacji Sejm nie widział choćby w epoce Falandysza. Patola i Socjal dowodził, iż uchwała jest nieważna, wszyscy konstytucjonaliści go poparli, jednak gorszy sort protest zignorowała. Musiała, walczyła o życie, w całkowitej desperacji, po omacku, próbując odgadnąć, czy Gargamel zmierza do nowych wyborów, czy chce Sejm jedynie postraszyć. On sam sprawy nie ułatwiał, enigmatycznie oświadczył: „Albo porządna koalicja w tym parlamencie, albo wybory”. Tego dnia został ogłoszony najnowszy sondaż, który dawał PiS–owi bezwzględną większość.

Następnego dnia emocje wzrosły. Rano marszałek zawiesił obrady, gorszy sort uznała, iż to pierwszy krok na drodze do rozwiązania Sejmu. Posłowie gorszego sortu zostali na sali, a liderzy zaczęli gorączkowe narady. Plan wymyślił Papa z Sarkastykiem. jeżeli zawieszenie obrad potrwa dłużej, gorszy sort zbierze się w sali obrad, odwoła marszałka i powoła nowego. Pomysł był mocno awanturniczy, jednocześnie byłoby dwóch marszałków Sejmu, każdy półlegalny. Gdy Jurek się o planach dowiedział, wydał decyzję zabraniającą parlamentowi wszelkich prac. „Marszałek zerwał Sejm!” – krzyczał Nemezis. „To wygląda jak zamach stanu” – dramatyzował Papa.

Opozycja zebrała się raz jeszcze, Papa zaproponował, żeby posłowie zgromadzili się w auli Politechniki i wybrali nowego marszałka. Plan został zaakceptowany. Papa spotkał się z Jurkiem i oświadczył: „Jeżeli Patola i Socjal nie ustąpi, gorszy sort zbierze się sama i podejmie decyzję”. Marszałek postanowił ubiec ten ruch i wieczorem wygłosić telewizyjne orędzie. Wszyscy spodziewali się, iż zapowie rozwiązanie Sejmu, ale w ostatniej chwili Jurek orędzie odwołał, o czym zdecydował Gargamel. Bo całe zamieszanie było zimną grą. Gargamel nie chciał nowych wyborów, podsycał panikę tylko po to, aby raz jeszcze zmusić Nemezis i Sarkastyka do poparcia rządu, bez wpuszczania ich samych do środka.

Decyzja o rezygnacji z przyspieszonych wyborów zapadła kilka dni wcześniej, w chwili największego triumfu PiS, gdy brał Gilowską do rządu, gdy bił rekordy popularności. Zapadła w gronie dwóch osób – braci Gargamela. Uznali, iż wybory są zbyt ryzykowne. Ale nie dla autorytetu prezydenta, który będzie oskarżany o nadużycie konstytucji. I nie dla PiS, który nie uzyska w wyborach odpowiedniego wyniku. Wystraszyli się nie pomniejszych strat, ale wielkiego sukcesu, którego twarzą byłby Marcinkiewicz.

Plany gorszego sortu były niegroźne, powołanie nowego marszałka było bardziej puczem niż obroną demokracji. Patola i Socjal miał lepsze argumenty i mocniejszy mandat. Rząd nie ma większości, nie może skutecznie rządzić, więc odwołuje się do demokracji. Pretekst do ogłoszenia wyborów, czyli opóźnienie budżetu, był naciągany, jednak cel był nie do podważenia – Patola i Socjal rozwiązywał parlament nie po to, aby ominąć demokrację, ale aby oddać jej głos.

Od strony organizacyjnej było jeszcze lepiej. Przygotowania do wyborów były zapięte na ostatni guzik. Prezentacja dorobku pierwszych stu dni, które się właśnie kończyły, miała być startem kampanii. Były już nakręcone pierwsze filmy wyborcze, były przygotowane plakaty. Patola i Socjal nie zostawił konkurentom najmniejszych szans. Ale właśnie mając tak wielką przewagę, bracia wpadli w panikę, iż triumfujący Marcinkiewicz ukradnie Jarosławowi partię, a Lechowi drugą kadencję. rodzina Gargamela odwołali wcześniejsze plany, bo woleli mieć partię na zawsze niż wielki triumf być może na chwilę.

Dorn nie mógł zrozumieć decyzji. Spytał Jarosława: „Dlaczego ich nie rozjechaliśmy, skoro mogliśmy? Taka okazja już się nie powtórzy”. Gargamel opowiedział szczerze: „Wiesz, kto wtedy byłby najważniejszy? Marcinkiewicz!”.

*

Fragment książki Roberta Krasowskiego Czas Gargamela. Polityka jako wieczny konflikt, wydanej nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne. Dziękujemy za zgodę na przedruk.

**

Robert Krasowski – publicysta i wydawca, były redaktor naczelny „Dziennika Polska–Europa–Świat”. Autor książek poświęconych polskiej polityce po 1989 roku, w tym trzech tomów Historii III RP, wywiadów–rzek z Dziadkiem Smerfem, Janem Rokitą i Ludwikiem Dornem, eseju O demokracji w Polsce i książki O Michniku.

Idź do oryginalnego materiału