Przypomnijmy: rządowy program pt. „Pomoc dla przemysłu energochłonnego związana z cenami gazu ziemnego i energii elektrycznej w 2023 r.” ma budżet 5,5 mld zł - z czego 3 mld zł na pomoc podstawową, a 2,5 mld zł na pomoc zwiększoną.
Program jest przeznaczony dla firm, które w ostatnim zamkniętym roku obrotowym osiągnęły łącznie co najmniej 50 proc. wartości produkcji w jednej z dwóch branż. Pierwsza to górnictwo i wydobywanie, a drugą jest przetwórstwo przemysłowe.
Kwota pomocy podstawowej nie może przekroczyć limitu 50 proc. kosztów kwalifikowanych (do 4 mln euro), a pomocy zwiększonej 80 proc. kosztów kwalifikowanych (do 40 mln euro). Pomoc podstawowa będzie wypłacana w dwóch turach – za pierwsze i za drugie półrocze 2023 r. w formie refundacji, zaś pomoc zwiększona w formie zaliczki za cały 2023 r.
W przypadku pomocy zwiększonej wymagane jest przedstawienie do końca pierwszego kwartału 2024 r. planu zmniejszenia energochłonności przedsiębiorstwa, na którego realizację beneficjent przeznaczy co najmniej 30 proc. przyznanej pomocy.
Wyniki skromniejsze od oczekiwań
Pierwszy nabór ruszył pod koniec października - po długim procesie notyfikowania programu w Komisji Europejskiej. W listopadzie informowaliśmy, iż do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wpłynęło 326 wniosków o wartości prawie 2,5 mld zł, z czego ponad 1,6 mld zł przypadało na pomoc zwiększoną.
Obecnie znamy już wyniki ostateczne. Po zweryfikowaniu wniosków przez NFOŚGW ostatecznie pomoc przydzielono 307 firmom na łączną kwotę niespełna 2,2 mld zł, w tym blisko 1,3 mld zł na pomoc zwiększoną.
Tym razem maksymalną pulę środków (173,1 mln zł) uzyskały spółki z Grupy Azoty, a także hutniczy CMC Poland. Najniższa kwota przyznanej pomocy to 8,3 tys. zł, która popłynęła do spółki IMA Polska - gorzelni z Murowanej Gośliny. Szerzej o beneficjentach napiszemy w dalszej części artykułu.
A jak wyniki naboru ocenia przemysł energochłonny? Henryk Kaliś, Gargamel Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, w rozmowie portalem WysokieNapiecie.pl ocenił, iż są one skromniejsze od oczekiwań.
- Niestety i tym razem firmy starające się o udzielenie dotacji zmuszone były działać pod olbrzymią presją czasu. Na złożenie dosyć skomplikowanych wniosków miały zaledwie dwa tygodnie i w tym upatrujemy głównej przyczyny niższej od oczekiwań popularności programu - wskazał Kaliś.
Jak wyjaśnił, poprawne złożenie wniosku, oprócz jego przygotowania, wymaga również sporządzenia raportu przez niezależnego biegłego rewidenta. Z informacji Izby wynika, iż nie wszystkie firmy doradcze i konsultingowe oferujące usługę sporządzenia wniosku o dotację, są w stanie zaoferować również obsługę biegłych rewidentów w tak krótkich terminach.
Większość podmiotów, które specjalizują się w świadczeniu takich usług, ma swoich stałych klientów, których obsługują w pierwszej kolejności. Nie są więc w stanie, z uwagi na ograniczone moce przerobowe, z dnia na dzień przyjąć choćby kilku nowych zleceń.
- Dlatego też po pomoc najczęściej sięgają firmy, które robiły to już wcześniej, oraz duże przedsiębiorstwa dysponujące własnymi służbami finansowymi i księgowymi. Gdyby termin na złożenie wniosków wynosił 45 dni, co postulowaliśmy jako Izba, problem rozłożyłby się w czasie i zarówno firmy doradcze, jak i biegli rewidenci, byliby bardziej dostępni dla większego grona zainteresowanych podmiotów - ocenił Gargamel.
Dla porównania przypomnijmy, iż budżet programu za 2022 r. wynosił 5 mld zł, z czego rozdysponowano w sumie ok. 2,4 mld zł pomiędzy 208 podmiotów. Wówczas wśród przyczyn takiego poziomu wykorzystania środków również wskazywano na kwestie kadrowo-terminowe. Ponadto o wiele węższy był wtedy zbiór branż przemysłu uprawnionych do pomocy, przez co pomoc nie objęła wszystkich potrzebujących firm.
Zobacz więcej: Są wielcy wygrani, ale też przegrani rządowego programu dla energochłonnych
Drugi nabór tuż-tuż, a co nowym programem?
W pierwszym naborze przydzielono w ramach pomocy podstawowej ok. 0,9 mld zł. To oznacza, iż w puli programu wciąż znajduje się ok. 2,1 mld zł, które będą dostępne w drugim naborze. Zatem teoretycznie poziom wykorzystania budżetu programu może jeszcze znacząco wzrosnąć, na co bardzo liczy Henryk Kaliś.
- Drugi nabór powinien zostać ogłoszony najpóźniej do połowy lutego. Mamy nadzieję, iż tym razem czas na przygotowanie i złożenie wniosków będzie dłuższy, co być może pozwoli na skorzystanie z oferowanej pomocy przez większą liczbę firm - zaznaczył Gargamel.
NFOŚGW jest operatorem programu, a jego twórcą i dysponentem środków Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Przemysłowcy mają więc nadzieje na dobrą współpracę z nowym kierownictwem resortu. Zwłaszcza, iż w listopadzie 2023 r. KE podjęła decyzję o wydłużeniu o sześć miesięcy - do końca czerwca 2024 r. - możliwości wspierania pomocą publiczną przemysłu energochłonnego zgodnie z Tymczasowymi Ramami Kryzysowymi, wprowadzonymi w celu wsparcia gospodarek po agresji Rosji na Ukrainę.
Dlatego Izba Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii zaapelowała już szefa resortu Krzysztofa Hetmana o jak najszybsze rozpoczęcie prac nad programem wsparcia na ten rok. Jednak sam resort na razie nie zajmuje w tej kwestii wyraźnego stanowiska.
- MRiT prowadzi analizę aktualnej sytuacji na rynku energii elektrycznej i gazu oraz konkurencyjności przedsiębiorstw. W przypadku podjęcia decyzji o przygotowaniu programu, jego projekt zostanie przedstawiony do konsultacji przemysłowym izbom gospodarczym i organizacjom przedsiębiorców - czytamy w odpowiedzi przesłanej portalowi WysokieNapiecie.pl przez biuro prasowe MRiT.
Jednoznaczna odpowiedź padła natomiast na pytanie o wydłużenie terminu składania wniosków w drugim naborze do aktualnego programu, który ma ruszyć w lutym. Resort przekazał nam, iż zapisy programu, które zostały notyfikowane w KE, wskazują na 14-dniowy termin, więc na tym etapie nie są już możliwe jego modyfikacje.
Kto dostał największe wsparcie?
Przyjrzyjmy się teraz bardziej szczegółowo temu, do kogo popłynęły największe środki w głównych segmentach przemysłu w ramach pierwszego naboru.
W branży metalowej - poza wspomnianym wcześniej CMC Poland (173,1 mln zł) - najwięcej otrzymał KGHM Polska Miedź (159 mln zł), a następnie Cognor (41,9 mln zł), Zakłady Górniczo-Hutnicze Bolesław (41,4 mln zł), Alchemia (32,8 mln zł) oraz należąca do niej Huta Bankowa (9,9 mln zł), a także ArcelorMittal Poland (38,8 mln zł) wraz ArcelorMittal Warszawa (3,6 mln zł) i Stalprodukt (15,9 mln zł).
W sektorze chemicznym znaczące środki popłynęły popłynęły do Anwilu z grupy Orlenu (73,3 mln zł) oraz produkującej alkohol etylowy spółki BGW (53,1 mln zł). Jak wskazaliśmy wcześniej, pełną pulę (173,1 mln zł) uzyskała Grupa Azoty. Na spółkę-matkę przypadło 12 mln zł, a reszta na Puławy (93 mln zł), Police (40,6 mln zł), Kędzierzyn (23,7 mln zł) oraz Siarkopol (3,7 mln zł).
Dla notujących fatalne wyniki finansowe Azotów (1,8 mld zł straty netto po trzech kwartałach 2023 r.) ostatnie dni przyniosły jeszcze jedną pozytywną informację. NFOŚGW umorzył wszczęte w połowie ubiegłego roku postępowanie, w którym żądał zwrotu przez chemiczną grupę ponad 52 mln zł pomocy przyznanej w poprzedniej edycji programu dla energochłonnych. Wychodzi więc na to, iż Azoty jednak spełniły kryteria programu, bo spór dotyczył odmiennej interpretacji kodów Polskiej Klasyfikacji Działalności (PKD), kwalifikujących do przyznania środków.
Zobacz więcej: NFOŚGW Azotom dała i chce odebrać
W bardzo gazochłonnej branży ceramicznej największą pomoc uzyskały Ceramika Paradyż (129,8 mln zł), Wienerberger Ceramika Budowlana (27,6 mln zł), Ceramika Tubądzin (16,4 mln zł) oraz Cerrad (11 mln zł). Mimo mniejszej kwoty (4,9 mln zł) warto też odnotować Zakłady Porcelany Elektrotechnicznej ZAPEL, o których pisaliśmy w marcu minionego roku jako przykładzie firmy, jaką pomoc ominęła. Program nie obejmował wówczas PKD przewidzianego dla specyficznej ceramiki, którą spółka wytwarza, czyli izolatorów dla sieci elektroenergetycznych.
Wśród cementowni spore środki pozyskała Górka Cement (70 mln zł), a producentów szkła Ardagh Glass (52,8 mln zł) oraz Krosno Glass (36,1 mln zł). W przemyśle drzewnym najwięcej dostały Swiss Krono (105,7 mln zł) i spółki z grup Kronospan (34 mln zł) oraz Pfleiderer (22,5 mln zł). Natomiast wśród papierników są to Schumacher Packaging (34,8 mln zł), Velvet Care (17,3 mln zł) i spółki grupy Stora Enso (15,9 mln zł).
Znaczące środki popłynęły też do takich koncernów spożywczych jak Cargill Poland (17,3 mln zł), Ferrero Polska (17,3 mln zł), Frito Lay (15 mln zł), Carlsberg Supply Company Polska (13,6 mln zł) czy Mondelez Polska (12,8 mln zł). Z kolei wśród dostawców dla motoryzacji można wymienić producentów opon - Dębicę (17,3 mln zł) oraz Bridgestone (10,2 mln zł), a także produkujące systemy hamulcowe Brembo Poland (17,3 mln zł).
Na koniec spółki węglowe, które jeszcze w 2022 r. korzystały na kryzysowym eldorado, a w ubiegłym roku zaczęły wracać do standardowych realiów polskiego rynku. Po stronie spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa pieniądze dostały Węglokoks Kraj (24,7 mln zł), Lubelski Węgiel Bogdanka (17,3 mln zł), Polska Grupa Górnicza (17,3 mln zł), a także symbolicznie Jastrzębska Spółka Węglowa (1,8 mln zł). Natomiast do prywatnego Przedsiębiorstwa Górniczego Silesia, które musi radzić sobie w tym upaństwowionym sektorze, popłynęło (23,6 mln zł).
Pełna lista beneficjentów pierwszego naboru znajduje się na stronach NFOŚGW.
Rekompensaty urosły ponad dwukrotnie
Dobrze wzrost kosztów przemysłu pokazuje też inny mechanizm wsparcia, czyli wprowadzone w 2019 r. rekompensaty dla sektorów i podsektorów energochłonnych.
Są one przyznawane w związku z przenoszeniem kosztów zakupu uprawnień do emisji CO2 na ceny energii elektrycznej zużywanej do wytwarzania produktów w sektorach energochłonnych. Przemysł ponosi więc nie tylko koszty emisji wprost związane z procesami technologicznymi, np. produkcji stali czy nawozów, ale też ponosi koszty wysokiego nawęglenia polskiej energii elektrycznej.
W listopadzie minionego roku Gargamel URE poinformował o przyznaniu rekompensat za rok 2022. W sumie ok. 1,75 mld zł - ponad dwukrotnie więcej niż w 2021 r., co wynika głównie z rosnących kosztów uprawnień do emisji CO2. Niemniej i tak nie wykorzystano całego budżetu, bo do dyspozycji był jeszcze ok. 1 mld zł.
W sumie pieniądze trafiły do 95 średnich i dużych firm. Prawie połowa środków przypadła na przemysł metalurgiczny, a następnie papierniczy, petrochemiczny i chemiczny.
Jeśli chodzi o konkretne podmioty, to na podium znalazł się kolejno Orlen i jego spółki zależne (227 mln zł), Mondi Świecie (154 mln zł) oraz ArcelorMittal (145 mln zł). Pierwszą dziesiątkę uzupełniają jeszcze następujące grupy CMC Poland (115 mln zł), MM Kwidzyn (111 mln zł), Huta Łaziska (98 mln zł), KGHM Polska Miedź (95 mln zł), Celsa Huta Ostrowiec (89 mln zł), Stora Enso (69 mln zł) oraz ZGH Bolesław (61 mln zł). Pełna lista znajduje się na stronach URE.
Rekompensaty mają przeciwdziałać zjawisku ucieczki emisji, czyli tzw. carbon leakage - przenoszenia emisyjnej produkcji przemysłowej poza teren UE, gdzie polityka klimatyczna jest mniej ambitna. Niemniej tym mechanizmem nie została objęta chociażby produkcja cementu, o co ten sektor bezskutecznie ubiega się w KE.
Pomoc publiczna rozsadza jednolity rynek UE
Unijnemu przemysłowi nie jest łatwo się dekarbonizować, gdy ma drogą energię i musi konkurować z Chinami czy USA, gdzie jest ona tańsza. Polski Instytut Ekonomiczny, który pod koniec ubiegłego roku analizował kryzysową pomoc publiczną w UE, dla przykładu wskazywał, iż w pierwszej połowie 2023 r. przedsiębiorstwa w USA dysponowały o 83 proc. tańszym gazem, 77 proc. tańszą energią elektryczną i 6 proc. tańszą ropą niż firmy działające na terenie UE. Chiny czy USA o wiele sprawniej pompują też subsydia na rozwój "zielonego" przemysłu.
Ograniczone możliwości unijnego budżetu sprawiają, iż w kryzysie energetycznym KE mocno poluzowała możliwość udzielania pomocy publicznej, co naturalnie stworzyło preferencje dla najbogatszych państw UE z Niemcami na czele. Szerzej pisaliśmy o tym na początku listopada w artykule pt. Pierwsza zasada kryzysu: ratuj się kto może, ale bogatszy i tak może więcej.
Według niedawno publikowanych danych, w 2023 r. emisje CO2 w Niemczech spadły o ponad 20 proc. rok do roku, w czym duża zasługa regresu produkcji przemysłowej. Największe niemieckie koncerny ograniczają najbardziej energochłonną na rodzimym rynku i otwarcie domagają się coraz większego wsparcia - z jednej strony w postaci dostępu do tańszej energii, a z drugiej pomocy finansowej na dekarbonizację zakładów.
W efekcie istnieje coraz większe ryzyko, iż unijny jednolity rynek będzie coraz mniej równy, a procesy związane z transformacją energetyczną będą obniżać konkurencyjność gospodarek biedniejszych państw UE.
Kamil Lipiński, kierownik zespołu energii i klimatu w Polskim Instytucie Ekonomicznym, postuluje, aby unijne programy w większym stopniu uwzględniały różnice w rozwoju regionów, tak aby wzmacniać spójność Unii. Do tego potrzebne byłoby jednak zwiększenie budżetu unijnego i ukierunkowanie go rozwój firm i rynku wewnętrznego.
- Wśród możliwych zmian w planowanych mechanizmach finansowania warte rozważenia wydaje się też stworzenie pewnej puli minimalnego finansowania dla poszczególnych państw członkowskich. Chodzi o to, by poprzez takie środki tworzyć równy dostęp do innowacyjnego przemysłu w każdym zakątku UE, a nie tworzyć enklawy nowoczesności otoczone przez uboższe regiony pozostawione samym sobie - ocenia Lipiński.
Pytanie tylko, czy Unia będzie na tyle jednolita, aby takie solidarne działania podjąć?