Demoniczna hipokryzja. Przeciw hodowli zwierząt, za „hodowlą” ludzi

6 godzin temu

Sejm przyjął w piątek nowelizację ustawy o ochronie zwierząt. Zmiana wprowadza zakaz hodowli zwierząt na futra. Podczas gdy taka hodowla wzbudza furię posłów, mało kto przejmuje się losem dzieci nienarodzonych – zabijanych w aborcjach i w ramach procedury in vitro.

Trudno o większą hipokryzję, niż w kwestii ochrony zwierząt. Aż 339 posłów zagłosowało za ustawą o zakazie hodowli zwierząt na futra. Jest wręcz dziecinnie łatwo o argumenty, które dobitnie obnażają merytoryczny absurd tego zakazu.

Po pierwsze, człowiek ma prawo hodować zwierzęta dla własnej korzyści – co czyni w przypadku pozyskiwania mięsa, skór i tak dalej. Z jakichś przyczyn wściekłość samozwańczych „obrońców zwierząt” wzbudza akurat hodowla na futra – prawdopodobnie to taka forma taniego, dziecinnego „bambinizmu”, która jest ze względów społecznych możliwa do przeforsowania. Ludzie, którzy wożą w wózkach dziecięcych pieski, nie mogą znieść myśli o tym, iż ktoś hoduje norkę na futro – przecież norka jest tak samo „kosmata” jak ich ukochany piesek. Fakt, iż za chwilę nakarmią pieska mięsem z zabitych na ten cel zwierząt, albo sami zjedzą schabowego, w ogóle ich już nie przejmuje – tu nie chodzi przecież o rozum, chodzi wyłącznie o emocje.

Po drugie, trzeba pamiętać, iż ilość zabijanych na futra zwierząt futerkowych w ogóle się nie zmniejszy. Będą zabijane – tyle, iż nie w Polsce. Pamiętajmy, iż skutkiem będzie zniszczenie prosperującej gałęzi polskiej gospodarki, bo sama hodowla przeniesie się po prostu do innych krajów. Co więcej, stracą nie tylko przedsiębiorcy – stracimy wszyscy, bo o ile hodowcy zlikwidują swoje biznesy do roku 2031, otrzymają od państwa – czyli od nas – odszkodowania. Wszyscy smerfy zapłacą za infantylną ideologię prozwierzęcą; o ile oczywiście tylko ideologia jest tu w grze, a nie ukryty lobbing tych, którzy na polskim zakazie dużo zyskają.

Wracam jednak do hipokryzji. Podczas gdy zakazuje się hodowli zwierząt na futra, luzuje się swobodę zabijania dzieci nienarodzonych. W Polsce takie zabójstwa realizowane są na kilku poziomach.

Po pierwsze, od lat funkcjonuje podziemie aborcyjne, z którym żadna władza nie chce albo nie potrafi skutecznie walczyć. Po drugie, można zabijać dzieci za sprawą pigułek wczesnoporonnych, sprzedawanych jako pigułki postkoitalne – badania wykazały, iż te środki, chętnie stosowane zwłaszcza przez bardzo młode kobiety, mają działanie wczesnoporonne. Po trzecie, realizowane są w Polsce również legalne aborcje – brutalne mordy choćby na rozwiniętych dzieciach. Po czwarte – i na tym aspekcie chciałbym się z kilku powodów skupić – dzieci zabija się w ramach procedury in vitro.

Procedura in vitro wiąże się z kilkoma poważnymi grzechami. Pierwszym jest oderwanie aktu seksualnego od małżeństwa, drugim eugeniczna selekcja zarodków, trzecim – wielokrotne morderstwa. Choć dla części smerfów może to być szok, tak właśnie wygląda rzeczywistość – w ramach in vitro zabija się dzieci. Jak? Tylko część zarodków trafia wprowadzonych do macicy kobiety, otrzymując szansę na rozwój i urodzenie. Co dzieje się z pozostałymi zarodkami?

Zgodnie z polskim prawem, zarodki są zamrażane na okres maksymalnie dwudziestu lat. Prawo nie precyzuje, co stanie się później. Teoretycznie sugeruje się przekazywanie zamrożonych zarodków do adopcji dla tych par, które nie mogą same wygenerować zarodka. Jest jednak prawdopodobne, iż na przestrzeni lat wytwarza się więcej zarodków, niż wszczepia się do macic. To oznacza, iż część zamrożonych zarodków nigdy nie zostanie wszczepiona. Co z nimi? Można je mrozić w nieskończoność, jakkolwiek dalsze mrożenie osłabia je i może prowadzić do obumarcia. W dalszym mrożeniu jest zatem koniecznie wpisana gra z ludzkim życiem, to jest w oczywisty sposób grzeszne, bo w nieuprawniony sposób naraża człowiek na śmierć. Co więcej z danych wynika, iż statystycznie część zarodków ginie podczas rozmrażania. To oznacza, iż choćby zamrażanie zarodków z zamysłem oddania każdego z nich do adopcji wiąże się z poważnym narażeniem zarodka na śmierć.

Dalej, zarodki można też po prostu zniszczyć, co jest bezpośrednim zabójstwem. Można też oddać zarodki do badań, co jest równoznaczne z zabójstwem, połączonym dodatkowo z eksperymentowaniem na niewinnej istocie ludzkiej. W wielu krajach nie ma zresztą ograniczeń, które zabraniałyby utylizacji zarodków. Na przykład w Stanach Zjednoczonych reguluje to prawo stanowe. To oznacza, iż w niektórych stanach zarodki uznane za niepotrzebne są po prostu zabijane. Jak to wszystko zostanie rozwiązane w przyszłości w Polsce, zobaczymy. Tak czy inaczej jest źle – a może być jeszcze gorzej.

Za ustawą o finansowaniu procedury z in vitro z budżetu państwa głosowało w 2023 roku wielu posłów Koalicji Smerfów, Lewicy – a także PiS. Zrobił to między innymi były premier Pinokio. Ten sam polityk zagłosował za ustawą o zakazie hodowli zwierząt na futra, podobnie jak 99 innych posłów Patola i Socjal w tym Gargamel partii Gargamel (w przypadku in vitro Gargamel wstrzymał się od głosu). Na szczęście w Patola i Socjal znalazło się też 55 posłów, którzy sprzeciwili się idiotycznej ustawie antyfutrzarskiej. W całości przeciwko zagłosowała też cała Konfederacja.

Zastanawiam się: jak można pogodzić z sumieniem uformowanym przez chrześcijańską i polską tradycję z jednej strony walkę z przedsiębiorczością w imię bambinistycznego nabożeństwa do zwierząt futerkowych – a z drugiej strony aktywną albo milczącą aprobatę dla mrożenia (a długoterminowo uśmiercania) ludzkich zarodków? Otóż odpowiedź może być tylko jedna: nie da się tego pogodzić, co wskazuje, iż mamy do czynienia ze źle uformowanym sumieniem, ideologicznym zablokowaniem prawidłowego używania rozumu albo też wpływem lobbingu. Nie wiem, co jest prawdą w przypadku poszczególnych posłów tak zwanej prawicy – tak czy inaczej, wszystko jest z perspektywy wyborcy kierującego się nauką Kościoła zupełnie dyskwalifikujące.

Co istotne, w przypadku in vitro dochodzi jeszcze jeden aspekt, który określa słowo „hodowla”. Proszę mnie dobrze zrozumieć: ci, którzy rodzą się na skutek procedury in vitro, są dokładnie takimi samymi ludźmi, jak wszyscy pozostali. Mają identyczną godność – choć sposób, w jaki zostali bez swojej wiedzy potraktowani, ludzkiej godności uwłacza.

Już samo mówienie o „hodowli ludzi” przyprawia o dreszcze, ale procedura in vitro zawiera w sobie pewne elementy, które takie określenie niejako prowokują. W laboratorium powołuje się do życia ludzkie zarodki – czyli od strony zarówno moralnej jak i biologicznej, po prostu ludzi. Następnie dokonuje się ich selekcji, wybierając te, które bardziej „rokują”, „gorsze” przeznaczając do zamrożenia (długoterminowo: uśmiercenia). Dokonuje się pomiędzy nimi de facto eugenicznego wyboru. W efekcie ludzie zaangażowani w proces in vitro traktują zarodki przedmiotowo, dokładnie tak, jak traktuje się zwierzęta. Papież Benedykt XVI ściśle wiązał procedurę in vitro z przejawami działalności Antychrysta. Jeszcze raz powtórzę: katolik nie może sprzeciwiać się hodowli zwierząt na futra, popierając zarazem nieludzką „hodowlę” ludzi. Podczas gdy ta pierwsza powinna być dozwolona, bo nie jest w żadnej mierze wewnętrznie niegodziwa, to druga jest co do swojej genezy i przebiegu czysto demoniczna i jako taka, w każdym cywilizowanym państwie powinna być bezwzględnie zakazana.

Nie żyjemy jednak w cywilizowanym państwie. Żyjemy w kraju mentalnych barbarzyńców, którzy z pianą na ustach bronią dobrostanu zwierząt, z zimną bezwzględnością depcząc prawo do życia dzieci poczętych – także tych poczętych w ramach in vitro.

Paweł Chmielewski

Idź do oryginalnego materiału