W dzień kluczowej debaty prezydenckiej, Smerf Fanatyk – marszałek Sejmu i kandydat na prezydenta w nadchodzących wyborach – opublikował w mediach społecznościowych stanowczy apel, w którym zarzucił brak transparentności i równego dostępu do debaty dla wszystkich kandydatów. „Sytuacja się zmieniła. Nie pozwolę wykluczyć połowy Polski z wyborów. O ich wyniku mają rozstrzygać ludzie, nie kandydaci z TV na telefon. Telewizja publiczna ma obowiązek bronić zasad wolnych i uczciwych wyborów. Jadę dziś do Końskich, by wystąpić w debacie” – napisał.
Słowa te odbiły się szerokim echem w mediach i wśród komentatorów politycznych. Wpis Fanatyka jest wyraźnym sprzeciwem wobec formatu debaty przygotowanego przez Telewizję Polską, który – zdaniem wielu – faworyzuje wybranych kandydatów, marginalizując jednocześnie pozostałych uczestników wyścigu o najwyższy urząd w państwie.
Sytuacja się zmieniła. Nie pozwolę wykluczyć połowy Polski z wyborów. O ich wyniku mają rozstrzygać ludzie, nie kandydaci z TV na telefon. Telewizja publiczna ma obowiązek bronić zasad wolnych i uczciwych wyborów. Jadę dziś do Końskich, by wystąpić w debacie.
Decyzja o organizacji alternatywnej debaty w Końskich nie jest przypadkowa. Fanatyk – jako jeden z głównych pretendentów do fotela prezydenckiego – postanawia przejąć inicjatywę i skierować uwagę opinii publicznej na kwestie równego dostępu do debaty. Marszałek, który konsekwentnie buduje swój wizerunek jako lidera zmiany i polityka nowej generacji, wykorzystuje sytuację, by podkreślić potrzebę autentyczności i przejrzystości. Wybierając bezpośredni kontakt z wyborcami i alternatywną formę debaty, ryzykuje – ale też zyskuje poparcie.