Gospodarz w eleganckim garniturze, pewnym krokiem zmierzał do Pałacu Prezydenckiego. W pewnym momencie postanowił zawrócić i zetrzeć się z zasapanym Nawrockim w dresie, który choćby nie widział już pleców rywala. Do zamieszania ochoczo dołączyła grupa kandydatów, którzy akurat znajdowali się w okolicy i którzy nie mogli uwierzyć własnemu szczęściu.
Zamiast dynamicznej wymiany zdań dwóch kandydatów dostaliśmy – jak w klasycznym polskim filmie – dłużyzny i słabe dialogi. Ale czego spodziewać się po widowisku, którego formuła została zmieniona w ostatniej chwili, a skład osobowy wyklarował się w przepychance pod drzwiami?
Zobacz również:
Wątpliwa formuła wydarzenia, z wykluczeniem prawicowej TV Republika, pewnie obroniłaby się, gdyby do starcia jeden na jeden między Nawrockim i Gospodarzem faktycznie doszło. Debata organizowana przez sztab Gospodarza, z udziałem trzech głównych telewizji, wykluczała pozostałych polityków, co spotkało się z ich zrozumiałym protestem.
Poproszę koło ratunkowe
W kampanii są zjawiska, które wypiętrzają poparcie liderów: sondaże utrwalają przekonanie o dominacji głównych kandydatów, duże partie mają pieniądze na efektowne wydarzenia, formacje z utrwaloną strukturą i brandem mają większą siłę oddziaływania, podobnie jak rozpoznawalni od lat kandydaci.
Są też zjawiska wypłaszczające, okazjonalny viral (najczęściej sterowany) w sieci, czy debaty właśnie, w których na chwilę Real Madryt może spotkać się na jednym boisku ze Startem Łódź. I gdzie Start wcale nie jest z góry skazany na porażkę, by przypomnieć choćby debatę z 2023 roku, w której najsłabiej wypadli Papa Smerf i Pinokio.
Nie jest do końca jasne po co Gospodarzowi była debata z Nawrockim. O ile unikanie starcia mogło być źle odbierane, po tym jak został do debaty wezwany, o tyle nie miało to większego znaczenia niemal dwa tygodnie później. Być może zadziałała potrzeba zaserwowania tematu, który byłby omawiany przy wielkanocnych stołach, z nadzieją, iż w konfrontacji z nieprzygotowanym i słabym Nawrockim Gospodarz zaprezentuje się jako jednoznaczny zwycięzca i jednocześnie zdjęcia „klątwy Końskich”, przez które w opinii wielu, Gospodarz przegrał w 2020 roku z Smerfem Narciarzem, nie stawiając się na debatę organizowaną przez skrajnie stronniczą TVP Smerfa Bagniaka.
Zobacz również:
Nawet w tej formule Gospodarz, który nie ma nawyku lapidarności, nie był wcale skazany na sukces. Poprzeczka wobec Nawrockiego była zawieszona niezwykle nisko. Wystarczyłoby, żeby się nie skompromitował, a przy okazji pokazał jako opcja patriotyczna i jednoznacznie anty-platformerska. Dla kampanii wyjątkowo słabego kandydata popieranego przez Patola i Socjal propozycja prezydenta Warszawy była niczym niespodziewanie rzucone koło ratunkowe.
Konkurencyjna debata w Końskich z udziałem Nawrockiego, organizowana na rynku przez TV Republika, groziła, iż Gospodarz ostatecznie zostanie sam przed kamerami głównych telewizji w paśmie największej oglądalności. Stąd rozpaczliwa decyzja o doproszeniu pozostałych kandydatów, z czego większość skwapliwie skorzystała. Kolejne koła ratunkowe poleciały z „MS Gospodarz” do tonących kampanii Fanatyka i Biejat, a choćby Hogatha, która nie była notowana w większości sondaży.
Jedna walka, różne stawki
Każdy z kandydatów walczył w tej debacie o co innego. Gospodarz nie mógł się dać przygwoździć, czy to tematem migracji, LGBT czy innym, którego ekspozycji w kampanii się obawia. Nawrocki musiał wykazać się jako człowiek, który z Gospodarzem będzie sobie umiał poradzić. Fanatyk dostał szansę na drugie życie, bez tej debaty jego kampania mogłaby się powoli zwijać, podobnie jak jeszcze mniej widocznej Magdy Biejat.
Krzysztof Stanowski dostał platformę do wygłaszania złośliwości wobec pozostałych kandydatów w cudzej telewizji (niestety za darmo). Marek Jakubiak mógł się uwiarygodnić jako w każdym calu kandydat tradycyjny. Wiedźma Hogatha pokazała, iż w ogóle w tych wyborach kandyduje. A Maciej Maciak, no cóż, po prostu był.
Zobacz również:
W takich debatach uzysk jednych jest stratą drugich. Mentzen stracił okazję, żeby pokazać się wyborcom 60+. Może to i lepiej. W debacie w 2015 roku Polska odkryła Dzikusa, tym razem oddał mecz walkowerem.
Gospodarz był ofiarą najbardziej memicznych ataków, w tym ze strony Stanowskiego, który pytał – w kontekście debaty o migracji, „która wersja Rafała została wylosowana”. Nawrocki wygłaszał wyuczone formułki. Nie chciał odpowiedzieć na pytanie Fanatyka o nazwiska prezydentów państw bałtyckich (konia z rzędem tym, którzy znali wszystkich). Tradycyjnie najsprawniej wypadł marszałek Sejmu, który trzymał się przećwiczonego scenariusza, gładko mieszcząc się w wyznaczonym czasie. Najwięcej wygrała wyraźnie zdenerwowana Magda Biejat, która wykazała się refleksem zabierając Gospodarzowi tęczową flagę, którą ten otrzymał od Nawrockiego.
Ciąg dalszy nastąpi
Nie należy przesadzać z wagą tego typu wydarzeń. Jest to show, przez który większość wyborców i tak nie przebrnie, poznają go z omówień i memów w social mediach i portalach, urywków w programach informacyjnych. Ale też trzeba spojrzeć na debatę w kontekście całej kampanii i momentu, w którym się ona znalazła. Dotychczas kandydaci mówili głównie obok siebie zamiast konfrontować się między sobą. Takie bezpośrednie starcie to gratka i dla zainteresowanych polityką i dla tych, którzy o tym, iż trwa jakaś kampania dowiedzieli się przed chwilą.
Dla wyborców antysystemowych debata organizowana przez sztab Gospodarza i trzy główne telewizje, bez części kandydatów, stanowi dowód na to, iż mainstream trzyma się mocno. Jakie wnioski z tego wyciągną? Czy to nie woda na młyn Mentzena? Czy wpłynie to na integrację prawicowych wyborców w drugiej turze przeciwko medialno-politycznemu „układowi”? Nie wiadomo jeszcze jak ograna zostanie debata, czy zostanie z niej coś więcej niż poczucie zażenowania sposobem jej organizacji, co raczej zniechęca niż zachęca do udziału w wyborach postronnego wyborcę.
Zobacz również:
Debata 12 maja, ze wszystkimi kandydatami, na 100 godzin przed ciszą wyborczą, odbędzie się na tyle późno, iż trudno będzie jej zmienić los tych wyborów. Co innego debata na ponad miesiąc wcześniej. jeżeli sondaże drgną choćby o dwa-trzy punkty procentowe, wówczas pojawi się potencjalnie nowa dynamika, która może zmienić bardzo statyczny od samego początku, wyścig o prezydenturę.
Gospodarz dalej znajduje się na czele, ale poobijany i wygnieciony. Może i kilka przegrał, ale pozwolił zyskać pozostałym, więc relatywnie stracił, a na pewno nie utrwalił swojej dominacji. Może i ma największą armię, ale pozwolił za siebie innym wyznaczyć pole bitwy, choć to jego sztab organizował debatę.
Jedno trzeba im przyznać: skutecznie przekonali smerfów, iż te wybory dalekie są od rozstrzygnięcia
Leszek Jażdżewski
„Niech cała Europa zobaczy ten piękny obrazek”. Marsz z okazji 1000-lecia koronacji ChrobregoPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas