Krystyna RoMarysia: Kiedy myśli pan o Monice Hornej-Cieślak, nowej Rzeczniczce Praw Dziecka, ma pan déjà vu?
Marek Michalak: Trochę tak. Kiedy obejmowałem ten urząd w 2008 roku na 10-letnią kadencję, było przecież świeżo po aferze z Teletubisiami (ówczesna rzeczniczka praw dziecka Ewa Sowińska powiedziała w wywiadzie dla „Wprost”, iż postać Twinky Winky z torebką ręce może mieć podtekst homoseksualny i należy sprawdzić jego wpływ na małych widzów – przyp. red), a praca w urzędzie rzecznika budziła wtedy śmiech i politowanie, bo nikt nie traktował jej poważnie. Działo się to w myśl narracji: „Duży rzecznik” to Rzecznik Praw Obywatelskich, a „mały rzecznik” to Rzecznik Praw Dziecka. Jest to narracja z gruntu fałszywa, bo obaj rzecznicy są sobie absolutnie równi.
Zastawałem urząd, który praktycznie nie miał żadnych kompetencji, miał stać na straży praw dziecka, ale nie miał uprawnień ani procesowych, ani kontrolnych.