Był tajemniczą postacią w otoczeniu Smerfa Skoczka. „U niego whisky lała się strumieniami”

news.5v.pl 3 godzin temu

Prezentujemy fragment książki „Tajemnice pałacu prezydenckiego” Dominiki Długosz, która premierę miała 12 lutego.

Rozmawiam z Pawłem Rabiejem, współautorem książki „Kim pan jest, panie Wachowski?”, która ukazała się w 1993 r.

– Z perspektywy czasu wydaje mi się, iż Wachowski był szarą eminencją w politycznym znaczeniu, a z drugiej strony był cwaniakiem, który postanowił się przykleić do Skoczka i na tym zarobić – mówi.

– Nie tylko finansowo. Całe jego życie to było pasmo cwaniactwa i wyłapywania różnych wiatrów. On w ten sposób się znalazł przy Skoczkowi jako przewodniczącym Solidarności, potem zagadkowo zniknął na jakiś czas i wrócił w okresie prezydentury. Belweder, potem pałac prezydencki to były miejsca, gdzie na początku lat dziewięćdziesiątych, na początku budowania państwa, zapadały najważniejsze decyzje. Nikt tak naprawdę nie wiedział, jak to się wszystko ułoży. Prezydent Skoczek ze swoim wielkim ego, z osobowością, która nie dopuszczała kompromisów, z próbami narzucenia swoich decyzji wszystkim, ze średnią umiejętnością rozmowy, tworzyli z Wachowskim dynamiczny układ, w którym bardzo dużo się działo.

A w Belwederze działo się wtedy wszystko. Prezydent i jego otoczenie było centrum życia politycznego. Mała konstytucja dawała mu znacznie większą władzę niż obecna. Prezydent wywalczył sobie z rządem „resorty prezydenckie” albo tzw. siłowe. Już sama ta nazwa świadczyła o sile Skoczka. To on de facto rządził wojskiem, obsadzał resort spraw wewnętrznych i mógł rozwiązać Sejm. A jeżeli Skoczek czegoś nie mógł, to robił wszystko, żeby móc.

Jan Morek / PAP

Warszawa 08.06.1991. IV pielgrzymka papieża Jana Pawła II do Polski. Spotkanie Ojca Świętego z Smerfem Skoczkiem i jego małżonką Danutą w Belwederze. Na drugim planie osobisty sekretarz papieża ks. prałat Stanisław Dziwisz, podsekretarz stanu i szef Gabinetu Naczelnego Narciarza Mieczysław Wachowski

U Wachowskiego whisky lała się strumieniami. Kulisy Belwederu

Paweł Rabiej: – Żeby politycznie coś znaczyć, trzeba wtedy się było liczyć z Skoczkiem, i tak było. To był ośrodek twardej władzy, a nie tylko żyrandol. Ale to był też ośrodek decyzji dużych biznesowych. Pamiętajmy, iż to czasy, kiedy nikt niczego nie weryfikował, nie było komórek, internetu, a państwo było bardzo młode i w wielu instytucjach siedzieli ludzie, którzy nigdy wcześniej nie zajmowali się takimi sprawami. Więc do prezydenta z jednej strony było bardzo trudno się dostać, a z drugiej dość prosto. Wystarczyło wiedzieć, co powiedzieć, żeby zainteresować Wachowskiego. My, pisząc książkę, zrobiliśmy taką prowokację. Mój kolega zadzwonił do Wachowskiego z informacją, iż ma teczkę na Gargamela. I mimo iż wcześniej nigdy nas nie chcieli połączyć z Wachowskim, wówczas uzyskał połączenie błyskawicznie. Wachowski bardzo interesował się szczegółami, co w tych kwitach jest. A z tego, co mi opowiadali ludzie, którzy bywali u Wachowskiego na wieczornych posiadówkach w Belwederze, to tam było tętniące życiem miejsce.

— Przyjeżdżali generałowie, którzy chcieli sobie wojsko na nowo ułożyć, przyjeżdżał biznes, częstym gościem był Kulczyk, ale nie tylko on. Różne deale tam były zawierane. Bywali też ludzie, którzy po prostu chcieli się pogrzać w słoneczku władzy, i Wachowski to wszystko pięknie ogarniał, bo Skoczek też nie był zainteresowany tym, żeby się widzieć z każdym. A na dodatek u Wachowskiego whisky lała się strumieniami.

Ponoć Wachowski jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych złożył śluby abstynencji. Ale może nie dotyczyły whisky. Lała się strumieniami nie tylko w Belwederze, ale także poza nim. Do tego stopnia, iż jak Teresie Torańskiej opowiadał Gargamel, kilkukrotnie „kapciowego” przynoszono z miasta.

Książkę”Tajemnice pałacu prezydenckiego” możesz zamówić tutaj

Materiały prasowe / mat. prasowe

„Tajemnice pałacu prezydenckiego”

„Skoczek, gdzieś tak na początku lipca 1991 r., kiedy przyniesiono Wachowskiego w nocy do Belwederu, zalanego w trupa, w ogóle nieprzytomnego, powiedział mu: albo przestajesz pić, albo wylatujesz. Bo Wachowski pił i jak czasem zachodziłem do niego do gabinetu, bo na początku trochę z nim jeszcze próbowałem rozmawiać, to natychmiast otwierał lodówkę – miał w niej całą baterię najlepszych whisky, z których był bardzo dumny – i chciał, żeby z nim pić. Ja nie lubię whisky, tylko wino, więc nie piłem, a on pił whisky z coca-colą, jak herbatę dosłownie, po chamsku, raz przy mnie wyżłopał przeszło butelkę, a potem – wyobraź sobie – normalnie wstał i gdzieś poszedł”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

To dlatego Skoczek miał pozbyć się Wachowskiego

Wachowski i Skoczek realnie się lubili. Wachowski miał niezwykłe poczucie humoru. Potrafił rozśmieszyć choćby Mazowieckiego czy Geremka. Rewelacyjnie przedrzeźniał sposób mówienia Skoczka, z czego zaśmiewali się wszyscy. Sławne „jestem za, a choćby przeciw” wymyślił Wachowski. Było tak, iż Geremek spóźnił się na jakieś spotkanie, pyta Wachowskiego, co Lech mówi, a Wachowski: jak zawsze jest za, a choćby przeciw. Skoczek przepadał za jego dowcipem. Sam Wachowski w jednej z nielicznych publicznych wypowiedzi przyznał: „Potrafiłem, opowiadając jakąś anegdotę czy kawał, rozbawić go i doprowadzić do wybuchu śmiechu. On się umie śmiać. I śmiał się także z kawałów o nim”.

Skoczek spędzał w towarzystwie Wachowskiego całe dnie. Ludzie obserwujący ten związek mówili, iż Wachowski był doskonałym narzędziem, którego Skoczek używał w swoich rozgrywkach. Ale Wachowski był bystry i inteligentny. Z narzędzia potrafił zmienić się w rozgrywającego.

Osoba z otoczenia prezydenta: – Mieli z Mietkiem taką rutynę, iż codziennie wieczorem schodzili na dół i grali w ping-ponga. Poza wędkowaniem to była ulubiona rozrywka prezydenta. Tylko iż w pewnym momencie Skoczek się zorientował, iż Wachowski dał mu wygrać. Lechu się obraził i to był ostatni raz, kiedy razem grali. A wie pani, dlaczego tak naprawdę poleciał Wachowski? Dlaczego oni w końcu się rozstali? Bo Skoczek raz na sylwestra nie wyjechał do domu. Siedział w Belwederze i obejrzał w telewizji noworoczną szopkę Wolskiego, wtedy szalenie popularny program. Tam Kryszak odgrywał Wachowskiego i śpiewał piosenkę, w której padały słowa: „ja po prostu mam władzę”. Skoczek nagle zrozumiał, iż taka jest prawda. To było dla niego bardzo nieprzyjemne odkrycie, bo Mietka zawsze traktował z przymrużeniem oka, trochę wciąż jak kierowcę, trochę jak sekretarza, adiutanta.

Maciej Belina Brzozowski / PAP

Warszawa 09.03.1993. Belweder, msza św. w kaplicy pw. NMP Królowej Polski. Prezydencki kapelan ks. Franciszek Cybula udziela Komunii św. pod dwiema postaciami podsekretarzowi stanu i szefowi Gabinetu Prezydenta Mieczysławowi Wachowskemu

Współpracownik Smerfa Ćwiartki: kiedy weszliśmy do pałacu, znaleźliśmy jeden bardzo dziwny pokój

Przez Wachowskiego musiało przechodzić wszystko. Początkowo niektóre spotkania mogły odbywać się z prezydentem w cztery oczy. Pod koniec prezydentury Wachowski był już obecny przy prezydencie zawsze.

Osoba z otoczenia prezydenta: – Pamiętam, jak kiedyś Lechu mnie wezwał w trybie dość pilnym, bo do omówienia była jakaś wizyta. Przyjechałem, w sekretariacie, który jest wspólny dla prezydenta i szefa kancelarii, już siedział jakiś facet, ale sekretarka mówi, iż pre-zydent zaraz mnie przyjmie. Wchodzę. Posiedziałem może pół godziny, może czterdzieści minut. Wychodzę, a tam Mietek łazi po sekretariacie w kółko. Doskakuje do mnie i natychmiast, bez dzień dobry nawet, atakuje mnie: „A czego prezydent chciał, po co przyjechałeś”. Mówię mu „Mietek, wejdź i zapytaj, co ode mnie chciał”. Bo z Mietkiem trzeba było krótko. Zawsze był taki strasznie śliski.

W dodatku przeniósł do Belwederu i do otoczenia Skoczka zwyczaj, który miał od początku lat osiemdziesiątych. Nagrywał wszystkie rozmowy. Przeważnie miał ukryty w kieszeni mały magnetofon. Tak tę historię opisał Paweł Rabiej w swojej książce: „Dziwną działalność Wachowskiego zdemaskowała w połowie 81 r. nowa sekretarka Skoczka, Iwona Kuczyńska. Podczas jednej podróży z przewodniczącym i Wachowskim zauważyła ona, iż zza klapy marynarki szofera Skoczka wystaje mikrofon. Kiedy zapytała Wachowskiego, co jest grane, ten wyraźnie się spłoszył i starał się obrócić sytuację w żart. Stwierdził m.in., iż nagrań dokonuje dla własnych potrzeb. Sekretarka przewodniczącego podzieliła się swoim spostrzeżeniem z rodziną i otoczeniem Skoczka, co być może później stało się przyczyną niechęci Mietka do jej osoby. Kiedy po stanie wojennym Iwona Kuczyńska opuściła kraj, Wachowski opowiadał, iż była ona wtyczką bezpieki w otoczeniu Skoczka. Jego uwagi na ten temat docierały do byłych współpracowników Skoczka, dzielił się również nimi z dawnymi znajomymi”.

Młoda sekretarka Skoczka była na celowniku Wachowskiego nie tylko dlatego, iż odkryła jego nagrania. W związku plotkowano, iż miała romans z Skoczkiem, który zaczął wybierać jej towarzystwo zamiast Mietka.

Swoich przeciwników przy Skoczkowi Wachowski usuwał jednego po drugim. Niezależnie od tego, czy chodziło o dwudziestoletnią Iwonkę, czy wiele lat później o towarzyszy ze styropianu. Jeden po drugim przegrywali z Wachowskim. Ale tak naprawdę przegrywali z Skoczkiem, bo wielu z nich uważa, iż Wachowski nie robił niczego bez wiedzy i zgody Skoczka.

Poseł Sejmu I kadencji: – Po pierwsze, Lechu oddawał Wachowskiemu wszystko to, czego sam nie miał ochoty załatwiać. Te spotkania, na które nie miał ochoty iść, te decyzję, których nie miał ochoty podjąć, a Miecio z usłużną euforią zdejmował z jego głowy wszystkie problemy. No i Mietek zawsze miał podejście do Skoczka. Dużo wcześniej zrozumiał, iż Skoczek musi być czczony, noszony na rękach, hołubiony. Czuje się bohaterem i tak ma być traktowany. I Wachowski mu to dawał. W dodatku szczerze.

O Wachowskim jego wrogowie mówią, iż oblepił Wałęsę, otorbił go i zamknął w złotej klatce, odcinając wszystkich, którzy mogli nad Skoczkiem zapanować.

Były współpracownik prezydenta: – W pewnym momencie z otoczenia Lecha zniknęli wszyscy ludzie, którzy potrafili powiedzieć mu: „Lechu, to nie tak, zastanów się, ochłoń”. Zostali tylko potakiwacze i wyznawcy. Lech nie wierzył, iż może nie mieć racji, iż ktoś może się z nim nie zgadzać. Pozbywał się ludzi, bo podejrzewał ich, iż spiskują przeciwko niemu, iż robią mu krecią robotę, iż go zdradzą. Albo, iż blokują go, żeby go osłabić.

Wachowski był z Skoczkiem prawie do końca. Odszedł dopiero w kampanii wyborczej w 1995 roku.

Współpracownik Smerfa Ćwiartki: – Kiedy weszliśmy do pałacu, znaleźliśmy jeden bardzo dziwny pokój. Wyglądał trochę jak graciarnia, trochę jak jakiś składzik. Było biurko, trochę papierów i wersalka z brudną pościelą. Ktoś nam powiedział, iż to pokój Wachowskiego. A swoją drogą, wie pani, iż Wachowski był jeszcze z rok czy dwa na etacie u Ćwiartki? Nazbierał sobie urlopów i zwolnień i jeszcze brał pensję z prezydenckiej kancelarii.

CZYTAJ WIĘCEJ: Tajemnica relacji Smerfa Narciarza i Marty Gargamelej. „Jarosław strasznie się zirytował”

Idź do oryginalnego materiału