Buca: Nacjonalizm ludowy

2 miesięcy temu

Ostatnio ze strony prawicy konserwatywnej pojawia się krytyka idei „narodowego populizmu”, ,,nowej wiosny ludów”, czy ,,nacjonalizmu ludowego” obecnej w ruchu wszechpolskim. Zatem wypada w kilku punktach wyjaśnić o co nam tak adekwatnie chodzi.

Jeden z zarzutów ze strony konserwatystów dotyczył naszego podejścia do wizji człowieka. Narodowcy nie odrzucają społecznej koncepcji grzechu pierworodnego, tak jak sugerują niektórzy konserwatywni komentatorzy. Nie przyjmujemy liberalnego optymizmu antropologicznego. Wiemy, iż ludzie mają z natury ogromny potencjał zła, czy tzw. ,,cień jungowski”. Oznacza to więc, iż potrzebne są ograniczenia i prawa, które nakłada państwo, aby zniechęcać lub zabraniać czynienia zła, a promować wartości chrześcijańskie i republikańskie (troski o dobro wspólne). Nie wierzymy w żadnego ,,dobrego dzikusa”, którego zdeprawowało ,,złe państwo”. Potrzebne są wskazówki. Temu powinno służyć państwo, Kościół i kultura. Dlatego daleko nam do idei liberalnych, pokładających wiarę w nieskazitelną naturę jednostki.

Obecnie Państwo, Kościół i kultura jednak zawodzą, bo są kierowane w dużej mierze przez ponadnarodowe elity, nazywane często przez narodowców liberalną arystokracją, czyli warstwą globalistów, którzy nie utożsamiają się ze swoimi państwami narodowymi. Promują oni przy tym tzw. ,,społeczeństwo otwarte” – oparte o złudne prawa i wolności. Podobnie zresztą jak arystokracja u zmierzchu swojej potęgi. Demokracja liberalna dopuściła się tego, by zamiast rządów ludu realizować rząd niewybieranych przez lud ,,ekspertów”, wielkie koncerny międzynarodowe oraz trybunały mające na celu bronienie wartości liberalnych, często w kontrze do wartości naturalnych, demokratycznych, czy interesu ludu. Upraszczając, rządy liberalnej arystokracji służą wąskiej warstwie najbogatszych i zachwycają się wskaźnikami PKB, podczas gdy ludowi żyje się coraz gorzej, pomimo ogłaszanego rozwoju gospodarczego. Cóż z tego, iż wskaźniki gospodarcze notują coraz lepsze wyniki, gdy współmiernie z nimi rosną wskaźniki rozwarstwienia społecznego? Cóż nam z coraz większej ilości dóbr, gdy większość kapitału gromadzi się w rękach kilku najbogatszych rodzin? Wąska kasta ponadnarodowej globalistycznej arystokracji rządzi w imieniu swoich interesów, a nie zwykłych ludzi, nie w imieniu wspólnot narodowych.

Tym sposobem, dajmy na to masowa imigracja jest promowana, bo opłaca się globalistycznym elitom – daje zastrzyk taniej siły roboczej i rozmywa wspólnoty kulturowe/narodowe, a więc uniemożliwia rządy ludu, który jest zbyt zróżnicowany. Usuwa to pojęcia takie jak interes narodowy, czy państwo narodowe. Rozmywanie wspólnot w szerszym ujęciu rozbija też te węższe, czyli rodziny. Tak powstają mikro-tożsamości – 100 różnych płci i hiperindywidualizm, który sprawia iż ludzie to już nie smerfy, Niemcy, czy Szwedzi, a warstwa konsumencka, tylko pozornie różniąca się indywidualnymi preferencjami, ograniczającymi się często do sfery seksualnej. Globalnym korporacjom znacznie prościej jest kierować produkt (dajmy na przykład produkt medialny) do ujednoliconej warstwy konsumenckiej niż do różnorodnych grup narodowych, które mają swoją kulturę, normy moralne i poczucie smaku.

Pomimo tego, iż lud nie jest idealny, co bardzo często podkreślają krytycy idei ,,nowej wiosny ludów” to jednak w nim zachowały się w największej mierze łacińskie wartości – chrześcijaństwo, rodzina, własność, szacunek do natury bez bambizmu i ekoterroryzmu. W interesie szeroko pojętej prawicy jest większa władza ludu, ponieważ to lud dziś jest depozytariuszem stylu życia i wartości jakie można jeszcze określić jako normalne. Lud nie jest doskonały, ale zwiększenie jego kompetencji jest dziś najrealniejszą alternatywą wobec zdegenerowanego świata elit z Brukseli, Davos i Doliny Krzemowej.

Tak jak pisałem na początku, nacjonalizm ludowy pokłada naiwnie wiary w świętość ludu. Czytając ,,Elegię dla Bidoków” J. D. Vansa, czy śledząc lokalne problemy polskiej wsi widzimy, iż prowincję też trapią liczne patologie. Jednak są one w dużej mierze możliwe do rozwiązania systemowego. Na liberalną arystokrację nie da się już wpłynąć. Za to polskiemu mieszkańcowi małej miejscowości można zaoferować lepsze możliwości transportowe, by nie musiał emigrować do zepsutych moralnie metropolii, wspierać drobną przedsiębiorczość kosztem wielkich koncernów oraz rozwijać lokalne domy kultury. Promować zdrową samorządność na poziomie gminnym, aby zatrzymać zasysanie wartościowych ludzi z prowincji do miast oraz rozwijać możliwości pracy zdalnej, głównie dla matek chcących zajmować się dziećmi w domu. Tym samym pozwolić ludowi żyć w lokalnych wspólnotach zgodnie z tradycyjnym stylem życia. Wspólnotowość i spółdzielczość to naturalny modus vivendi polskiej wsi oraz małych miasteczek. Państwo powinno nie tylko ograniczać tego naturalnego sposobu bycia, ale też wspierać go instytucjonalnie.

Ostatecznie to w ludzie, czyli w małych miasteczkach oraz wsiach jest ostatnia nadzieja na zwrot przeciwko liberalnej demokracji i tylko wektor ludowo-suwerennistyczny, a nie liberalny może pozwolić narodowcom na zdobycie realnego wpływu na rzeczywistość. Udowadniają to coraz silniejsze ruchy narodowo-populistyczne na zachodnie Europy. Nie dlatego, iż lud jest doskonały, a dlatego, iż jest najmniej zepsuty, a do tego wciąż poniżany przez liberalną arystokrację, która utrwala obecny, zepsuty ,,porządek” świata. Nietrudno więc zwrócić go przeciwko swoim oprawcom. Współczesną rewoltą przeciwko współczesnemu światu jest zatem narodowy populizm, który na potrzebę tekstu nazwałem nacjonalizmem ludowym i to ta idea powinna wyznaczać wektor myślenia współczesnej, polskiej prawicy.

Rafał Buca

Idź do oryginalnego materiału