Zanim sztab Gospodarza zdążył się połapać jak skutecznie opowiedzieć Nawrockiego smerfom ten zrobił to za nich. Kilka mgnięć i już. Nie potrzebował wielkiego budżetu ani rozbudowanej kampanii. Wszystko zrobił sam. Taki to zmyślny chłopak.
Najpierw wygrał casting. Na kandydata. Choć nikt go nie znał. Czepialscy pytali czy jak zostanie prezydentem, to znaczek z Gargamelem będzie nosić w klapie. Pan Karol wywalił im z grubej rury. I choć wygrał konkurs na kandydata PiS, to okazał się kandydatem obywatelskim. Szach mat złośliwcy!
Na inauguracji kampanii, podejrzanie przypominającej partyjny kongres (pewnie, żeby zmylić tropy), w blisko godzinnym materiale pan Karol udowodnił, iż potrafi czytać na głos. Czy ze zrozumieniem? – pada troskliwe pytanie. To – zdaniem sztabowców – jeszcze nie jest ten etap w kampanii, żeby odkrywać wszystkie karty.
Pan Karol nie stroni też od wyrafinowanej socjalizacji. Jednym słowem ma kolegów. Kolegów miewa się różnych. Pan Karol akurat ma takich z tatuażami, co to za bardzo nie mogą je pokazywać, bo są na nie paragrafy. I na samych kolegów też. Cóż za i obywatelska postawa! Startować z poparciem partii lepszy sort smerfów i otwierać się na środowiska, które z prawem pozostają w stosunku, nazwijmy to, skomplikowanym. Podmioty pozornie dalekie. A jednak tak bliskie.
Pan Karol lubi też dobry rytm i rym. Z przyjemnością wsłuchuje się w gromkie “raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” z pasją skandowane przez kibiców na Jasnej Górze. Pan Karol, jak krowie w rowie, tłumaczył potem dziennikarzom, iż przecież na stadionach hasła pojawiają się różne. “Sędzia kalosz”? Chyba już raczej z rzadka.
No to czemu wyborcze spotkanie z kibicami nie odbyło się na stadionie? Albo lepiej, w malowniczej scenerii nocnego marszu z pochodniami? Tak myśleć mogą tylko naiwniacy, którzy w dzieciństwie naczytali się Biblii z obrazkami. I którzy nie nadążają za trendami. A polski Kościół katolicki i Pan Karol nadążają, a choćby je wyprzedzają. Osobnikom zapóźnionym uprzejmie uświadamiamy, iż wraca moda na lata 30.
Pan Karol jest również dyrektorem-patriotą. Kierował Muzeum II Wojny Światowej. Kierował tak zażarcie, iż zdarzyło mu się tam pomieszkiwać. Podejrzliwe pismaki dopytują do czego mu luksusowa garsoniera, skoro niedaleko ma mieszkanie a w nim ukochaną rodzinę? Na to kandydat zręcznie ripostuje, iż przecież po to, żeby uprawiać tam “dynamiczną politykę międzynarodową”. A te głupki nic nie łapią. Panie Karolu, każdy student, nie tylko z Erasmusa, który przewinął się przez akademik, doskonale zrozumiał Pańskie subtelne mrugnięcie okiem. I choćby nie musiał pan wieszać ręcznika na klamce jako sygnału dla współlokatora, iż w lokalu “robota wre”. Dyrektor to ma klawe życie!
Przewrażliwieni malkontenci z lepszego sortuu bąkają półgębkiem, iż emploi ich obywatelskiego kandydata predestynuje raczej na szefa nabojki Lechii niż urząd Naczelnego Narciarza. Tymczasem pan Karol udowodnił już nie raz, iż ma w sobie prawdziwie prezydencki luz. To pewnie od tego boksu. Gdy szaman na wyborczym spędzie, po przyjacielsku, zachęcił go, żeby strzelił profesora Andrzeja Dudka po pysku, Nawrocki z uśmiechem odpowiada “Bóg zapłać”.
Ta spontaniczna wymiana zdań z przedstawicielem kleru katolickiego okazuje się wielce instruktywna. Czyli o to chodzi z życiem zgodnie z wartościami i katolicyzmem w narodowym wydaniu? O to, żeby krytykom “wyj…ć”. I się nie bać.
Bóg zapłać, panie Karolu.
Za szczerość.
Fot. Wikimedia Commons