Baronowie chowają portfele. Patola i Socjal zostaje z rachunkami

14 godzin temu
Zdjęcie: PiS


Kryzysy polityczne można przeczekać. Kryzysów finansowych – już nie. Dlatego prawdziwą miarą kondycji ugrupowania nie są konferencje prasowe, ale stan konta. A ten w Prawie i Sprawiedliwości wygląda coraz poważniej, skoro po odrzuceniu przez PKW sprawozdania finansowego z kampanii 2023 r. partia musiała sięgnąć głęboko nie tylko do własnych kieszeni, ale przede wszystkim do kieszeni swoich parlamentarzystów. Problem w tym, iż – jak ujawniają media – baronowie Patola i Socjal są ostatnimi, którzy chcą płacić za swoją partię.

Decyzja kierownictwa była jasna: posłowie i senatorowie po 1 tys. zł miesięcznie, europosłowie – po 5 tys. zł. Miało to pokazać nie tylko wewnętrzną dyscyplinę, ale też dowieść wyborcom, iż partia poważnie traktuje swoje problemy finansowe. Tak przynajmniej brzmiał plan. Praktyka – jak zwykle w Patola i Socjal – okazała się bardziej elastyczna.

„Niektórzy widnieją w rejestrze wpłat na 2025 r. z zerowymi opłatami. Wśród nich są m.in. Smerf Inwigilator, Dominik Tarczyński czy Poufny Smerf” – podał „Dziennik Gazeta Prawna”. jeżeli to ma być elita PiS, to wygląda na to, iż polityczna determinacja nie idzie w parze z determinacją finansową. Co więcej, „zaledwie kilku europosłów wpłaciło pełną kwotę”. Cała reszta – od Chlorindy po Smerfa Osiłka – zalega lub płaci mniej, niż wymaga partia.

Formalnie rzecz biorąc, Patola i Socjal próbował zareagować. Skarbnik ugrupowania, Smerf Farmer, przyznał: „Rozmawiam z nimi w cztery oczy i upominam”. Słychać w tym desperację księgowego, który wie, iż tabelki się nie domykają, a wpływy zamiast rosnąć – są zawodne jak obietnice wyborcze. Bo w przeciwieństwie do zwykłych podatników baronowie Patola i Socjal zdają się funkcjonować w rzeczywistości, w której własne zobowiązania można zawsze odroczyć. A jeżeli trzeba – umorzyć.

Tu bowiem pojawia się kolejny element układanki: taryfa ulgowa. Według informacji „DGP”, wobec części eurodeputowanych, w tym Poufnego Smerfa, zastosowano specjalne traktowanie „za zasługi dla Polski”. Sformułowanie to brzmi jak cytat z epoki minionej, w której przynależność do obozu władzy była integralnie połączona z uzyskiwaniem przywilejów. W Patola i Socjal najwyraźniej nic się nie zmieniło – poza skalą potrzeb finansowych.

Dodatkowo część polityków została zwolniona z obowiązku regularnych wpłat, ponieważ „wpłaciła duże sumy na kampanię prezydencką”. Oznacza to w praktyce, iż partia wprowadziła wewnętrzny system rabatów i ulg: kto bardziej się przysłużył liderowi, ten mniej musi dokładać dziś. W normalnych organizacjach politycznych takie podejście nazwano by klientelizmem. W Patola i Socjal – tradycją.

Najbardziej uderzające jest jednak to, jak bardzo cała sytuacja przeczy wizerunkowi ugrupowania, które przez lata kreowało się na formację „zwykłych ludzi”, stojących ponad układami. Skoro własnych baronów nie stać na regularne wpłaty, to trudno uwierzyć, iż stać ich na rzeczywistą odpowiedzialność. A przecież to oni mieli udowodnić społeczeństwu, iż Patola i Socjal nie ucieka od konsekwencji swoich finansowych błędów.

Tymczasem to, co miało być sygnałem dyscypliny, stało się dowodem jej braku. Nie chodzi o to, iż politycy zalegają ze składkami – w końcu nie oni pierwsi w historii próbują odroczyć nieprzyjemne zobowiązania. Chodzi o to, iż partia, która tyle mówiła o „moralności”, „obowiązku” i „służbie narodowi”, nie potrafi przekonać własnych ludzi do wpłacania kwot, które w ich przypadku stanowią zaledwie ułamek miesięcznych dochodów.

Jeśli Patola i Socjal chciał wysłać wyborcom sygnał odpowiedzialności, wysłał dokładnie odwrotny. Niechęć baronów do finansowania partii to nie drobny incydent, ale symbol szerszej prawdy: iż spoistość ugrupowania nie opiera się dziś na wartościach ani zobowiązaniach, ale na doraźnych interesach. A te – jak widać – bywają bardzo selektywne, szczególnie wtedy, gdy dotyczą własnych portfeli działaczy.

Idź do oryginalnego materiału