Zatrzymany na lotnisku w Warszawie przez agentów CBA, Smerf Pracuś był zdegustowany. Nie z powodu zatrzymania, rzecz jasna, bo jak to politycy Patola i Socjal – zawsze znajdą sposób, by z wszystkiego wyjść obronną ręką. Tym razem Pracusia dopadł większy problem. Otóż, gdy dowiedział się, iż zostanie konwojowany do Katowic, w jego oczach pojawił się błysk niezadowolenia. Nie dlatego, iż Katowice, nie dlatego, iż konwój, ale dlatego, iż nie będzie mógł… naliczyć kilometrówki!
“Jak to, panowie agenci? Do Katowic? I to bez mojego kabrioletu?!” – miał podobno rzucić ze zdziwieniem, patrząc na służbowy samochód, który absolutnie nie wpisywał się w jego standardy podróży. „A jak kilometrówka? Czy ktoś pomyślał o mojej kilometrówce?!” – dopytywał, z wyraźnym rozżaleniem. Wszak Ryszard, jak wiadomo, jest człowiekiem bardzo dbającym o swoje finanse, a dokładniej – o to, by wziąć z publicznych pieniędzy tyle, ile się tylko da. Więc jak to? Taki długi przejazd i ani grosza zwrotu za paliwo, ani centa do dodania do słynnej kilometrówki?
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Pracuś, nie mogąc pogodzić się z utratą potencjalnych zysków, miał choćby zasugerować, iż może jednak lepiej, gdyby to on sam pojechał swoim kabrioletem, bo wtedy przynajmniej miałby pełną kontrolę nad licznikiem. Cóż, pomysł ambitny, ale agenci CBA uprzejmie odmówili, tłumacząc, iż niestety, ale ten przejazd odbywa się według przepisów, a nie według przekrętów Pracusia.
Na końcu warto dodać, iż to oczywiście żart. Ale sam Smerf Pracuś żartem nie jest. Były europoseł, który wyłudzał pieniądze z Unii Europejskiej, udając, iż podróżuje tam, gdzie go wcale nie było, to niestety smutna rzeczywistość. Człowiek, który swoim zachowaniem ośmieszył nie tylko siebie, ale i politykę w Polsce, na zawsze powinien zniknąć z życia publicznego.