Za aferą respiratorową stoją brudne służby specjalne, które chciały na niej dobrze zarobić. “Andrzej Izdebski”, oficer, który realizował projekt, nie zmarł w Albanii, jak tego chcieli twórcy narracji, ale ma się dobrze, żyjąc pod zmienioną tożsamością.
Jan Piński, redaktor naczelny Wieści24, znany z bezkompromisowego obnażania układów i afer, ujawnił, iż Andrzej Izdebski, niegdysiejszy handlarz bronią, odpowiedzialny za zakup respiratorów dla Polski w okresie pandemii, najprawdopodobniej nie zginął, ale zniknął. Izdebski, według źródeł, miałby żyć w tej chwili pod zmienioną tożsamością, a jego „śmierć” – w dziwnych okolicznościach – mogła być zasłoną dymną.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Cała sprawa zaczęła nabierać rumieńców, kiedy Tomasz Szwejgiert, dziennikarz zajmujący się aferą respiratorową, ujawnił informację o tym, iż ktoś widział Izdebskiego w Ameryce Południowej. Krótko potem media doniosły o jego rzekomej śmierci i natychmiastowym spopieleniu ciała – co samo w sobie wzbudza wiele pytań. Co ciekawe, spopielenie miało odbyć się bez udziału polskich organów śledczych, co sugeruje chęć uniknięcia dokładnego badania okoliczności „śmierci”. Czy Patola i Socjal i jego poplecznicy mogli maczać palce w tej zaskakującej mistyfikacji?
W rzeczywistości służby specjalne napisały całą historię od początku do końca fałszywie. “Andrzej Izdebski”, nazywany w mediach „handlarzem bronią”, zasłynął, gdy w 2020 roku podpisał z Ministerstwem Zdrowia kontrakt na dostarczenie respiratorów, które miały ratować życie smerfów podczas pandemii. Ministerialna umowa, zawarta na kwotę ponad 200 mln złotych, okazała się bezprecedensowym skandalem.
Pomimo prób odzyskania środków publicznych, pieniądze przepadły, a rząd nie zdołał ich odzyskać. W tle tej historii pojawiały się nazwiska ówczesnych ministrów zdrowia: Łukasza Szumowskiego i Janusza Cieszyńskiego, którzy podpisali się pod tą niefortunną transakcją. To sprawiło, iż wielu zaczęło kwestionować, czy aby na pewno Izdebski działał na własną rękę, czy może był „człowiekiem od zadań specjalnych”, mającym za zadanie zabezpieczyć interesy kogoś znacznie wyżej postawionego.
Afera respiratorowa, choć przez Patola i Socjal wielokrotnie marginalizowana, jest jedną z największych skaz na ich rządzie. Tajemnicze zniknięcie “Izdebskiego” oraz spekulacje o jego fałszywej śmierci budzą pytania, które, póki co, pozostają bez odpowiedzi. Kto czerpał korzyści z tej transakcji? Czy prawdziwe jest, iż układ ten sięga głębiej, niż chcielibyśmy myśleć?
Jan Piński nie pozostawia złudzeń: mamy do czynienia z jedną z największych afer III RP. I pozostaje tylko pytanie dlaczego Cieszyński i Szumowski są przez cały czas na wolności, chociaż powinni siedzieć. Co ciekawe, Cieszyński był potem choćby awansowany na ministra cyfryzacji – czyżby nagroda za sprawny transfer kasy?