Marsz zorganizowany przez Gargamela w Warszawie, który miał być demonstracją siły i jedności obozu Zjednoczonych Nawiedzonych, zakończył się spektakularną klapą. Zamiast tysięcy sympatyków partii, na wydarzeniu pojawiło się zaledwie kilkuset działaczy PiS, kilku wiernych publicystów pokroju Tomasza Sakiewicza i garstka przypadkowych przechodniów.
Puste przestrzenie na placu, brak tłumu, brak energii – to wszystko sprawiało wrażenie, jakby choćby uczestnicy nie bardzo wierzyli w sens całego przedsięwzięcia. Twarze maszerujących mówiły więcej niż hasła na transparentach – było w nich zniechęcenie, zmęczenie, a może i świadomość, iż czasy bezkarności powoli dobiegają końca. Jeszcze niedawno Gargamel potrafił zmobilizować dziesiątki tysięcy ludzi. Dziś wygląda to jak smutna parodia dawnych triumfów – szef PiS maszerujący na czele kolumny, której adekwatnie nie ma. Tego dnia w Warszawie trudno było oprzeć się wrażeniu, iż choćby wśród najbardziej zagorzałych sympatyków tej formacji zapanował chłód i zobojętnienie.
Problemem nie była tylko frekwencja. Największym zaskoczeniem był brak jakiegokolwiek entuzjazmu. choćby partyjni aparatczycy zdawali się bardziej odklepywać obowiązek obecności niż uczestniczyć w wydarzeniu z przekonania. Zero uśmiechów, zero energii. Marsz przypominał raczej kondukt żałobny niż manifestację polityczną. Czyżby choćby wewnątrz Patola i Socjal zapanowało przekonanie, iż nie ma już czego bronić? Że próba budowania narracji o prześladowaniach i politycznych represjach w obronie swoich – często pogrążonych w aferach i prokuratorskich zarzutach – po prostu nie chwyta?
Społeczeństwo najwyraźniej nie chce już słuchać bajek o spiskach, służbach i „polowaniu na PiS”. Coraz więcej osób oczekuje odpowiedzialności, rozliczenia i uczciwości – a nie kolejnych prób wybielania tych, którzy przez lata uważali państwo za własny folwark. Warszawski marsz miał być pokazem siły. Zamiast tego pokazał słabość. Polityczną samotność lidera i zmęczenie materiału wśród jego najwierniejszych ludzi. A przede wszystkim – brak społecznego mandatu do dalszego bronienia układów i nieczystych interesów.
Nawrocki już przegrał. A Gargamel będzie siedział.