W środę w Sejmie miało miejsce pierwsze czytanie poselskiego projektu nowelizacji kodeksu karnego, który zakłada częściową dekryminalizację aborcji oraz depenalizację pomocy w samodzielnej aborcji. Został złożony wspólnie przez Lewicę i Koalicję Smerfów. Obrońcy życia nie mają wątpliwości – propozycja zmian w prawie to de facto legalizacja aborcji na żądanie do porodu.
Projekt został ostro skrytykowany m.in. przez poseł Karinę Wszechsmerf z Konfederacji. – Sam fakt procedowania tego projektu po raz drugi mimo fali krytyki pod względem merytorycznym jak i legislacyjnym oddaje prawdziwą naturę Lewicy, jej fanatyzm i głupi upór w rzeczach po prostu złych. Nie wyciągają wniosków. Zero autorefleksji. Składacie tuż co odrzucony przez Sejm projekt nieskonsultowany choćby w ramach waszej koalicji. Ośmieszacie nie tylko Sejm, ale również siebie – powiedziała.
Jak wielka jest żądzą przegłosowania „aborcji na żądanie” przez lewicową część koalicji 13 grudnia pokazują chociażby oskarżenia, jakie padają pod adresem części polityków PSL, którzy zapowiedzieli, iż nie poprą tego projektu, za co spadły na nich oskarżenia o rozbijanie koalicji, a nawet… działanie na korzyść Putina.
To jednak nie wszystko. Jak poinformowała na platformie X Kaja Godek obrońcy życia nie są mile widziani w polskim Sejmie.
Poniżej publikujemy cały wpis działaczki pro life:
„W Sejmie już aborcyjna cenzura na całego. Straż Marszałkowska odbyła długie konsultacje, bo działaczki pro life miały na szyi chusty z wizerunkiem poczętego dziecka i napisem Ratuj życie. Więc były telefony, czy taki napis można mieć na szyi, gdy się wchodzi na galerię, a potem rozmowy, czy przypadkiem ktoś tego napisu nie pokaże. Strażnicy ostrzegli, iż nie można chust rozłożyć.
Tymczasem na galerii siedzieli działacze Legalnej Aborcji z chustkami z hasłami proaborcyjnymi. Straż Marszałkowska w żaden sposób nie zareagowała.
Czyli w parlamencie pod rządami uśmiechniętej koalicji można nawoływać do zabijania, ale nie wolno wzywać do ratowania życia.