23.12.2022. / Narracje Żakowskiego

pawelbujalski.blog 1 rok temu

„Turystów nie da się nauczyć” — takim właśnie tytułem Czeska Służba Górska opatrzyła informację o jednej ze swoich ostatnich interwencji. A doszło do niej dokładnie w czwartek na terenie Śnieżki. Ratownicy musieli ruszyć na ratunek turystom, z których jeden wybrał się na najwyższy szczyt Czech w krótkich spodenkach – czytamy w dzisiejszym południowym serwisie Onetu (23.12.2022.).

Nie tylko turystów. Jacka Żakowskiego też… Choć rzekłbym pogoda marna, grożą nam dalsze rządy nieprawości na wielką skalę albo pozorne zwycięstwo, bo Gargamel tak zdewastował państwo, iż skutecznie może zablokować wszelką jego naprawę Żakowski, jak gdyby nigdy nic, tak od siebie, bo ma na to ochotę, jak krnąbrne, skupione na sobie dziecko miesza słuchaczom w głowach i snuje swoje krytykanckie, oderwane od faktów i odpowiedzialności zastrzeżenia i uwagi na temat Unii Europejskiej i zjednoczenia gorszego sortu nie bacząc na konsekwencje swojego malkontenctwa. Upewnił mnie w tej opinii prowadząc jak w każdy piątek Poranek w TOK FM (23.12.2022.).

Doświadczony kilkudziesięcioletnią praktyką dziennikarz i publicysta, wykładowca i mentor na niejednym wydziale dziennikarskim, kierownik katedry, szlachetnie lewicujący moralizator polityki, źródło opinii dla jednych, punkt odniesienia dla drugich, Jacek Żakowski, jak zwykle, przyszedł do studia z góry ustalonymi tezami i przez dwie godziny konsekwentnie, nam słuchaczom, komunikował je z pewnością w głosie a zaproszonych gości najpierw dobierał a później nakłaniał do potwierdzania swoich racji a jak wątpili lub mieli inne zdanie pointował rozmowę i tak po swojemu. Normalka dla tej generacji pewniaków nie do zdarcia w polskich wolnych mediach.

Żakowski dzisiaj skupił się na wątku niedostatecznego, jak uważa, zaangażowania Unii Europejskiej w sprawy Ukrainy, niedostatecznej, wręcz kompromitująco niskiej wartości płynącej z Europy pomocy dla walczących z najazdem rosyjskim a to wszystko w ramach komentarza po wczorajszej wizycie prezydenta Zełenskiego w Kongresie i Białym Domu. Tam to Biden podsumował dotychczasową pomoc USA dla Ukrainy – ponad 50 mld. USD i zadeklarował jej kontynuację co posłużyło za pretekst Żakowskiemu, by wypomnieć Unii jej „marne”, nic nie znaczące 18 mld. EUR…

Na nic się zdały tłumaczenia zaproszonego do rozmowy europosła, kiedyś premiera i ministra spraw zagranicznych Naczelnika, który wyjaśnił różnice między konstrukcją i praktyką zupełnie dwóch różnych budżetów – Unii i Stanów Zjednoczonych; różnych źródeł przychodów (w Unii jest to przede wszystkim stała, zależna od wysokości PKB składka członkowska), różnych wydatków (w przypadku budżetu Unii ograniczenie do realizacji 7 letnich, sztywnych programów wspólnotowych) czy chociażby taki drobiazg jak możliwość uzupełniania budżetu, tworzenia deficytu, możliwość swobodnego, adekwatnie nieograniczonego pożyczania pieniędzy przez USA i zakaz tego samego w ramach prawa unijnego dla UE… nie, Żakowski o tym zapomniał, wyłączył tę cześć swojej pamięci (bo nie wierzę, iż o tych różnicach nigdy nie słyszał i iż tego nie wie…), bo przyszedł do studia ze swoją oryginalną, poranną tezą i żadne fakty mu tej „jasności” widzenia spraw nie mogą przecież zasłonić. Brukselskie elity, kunktatorska, przesadnie bogata i wygodna Europa, gdy tyle nierówności… O neoliberalizmie dzisiaj na szczęście nie mówił. Nie mówił też o statusie Ukrainy jako kandydata na członka Unii Europejskiej, o ponad 90% poparciu dla wejścia Ukrainy do UE wśród społeczeństwa ukraińskiego i ponad 6 mln. Ukrainek i Ukraińców, którym udzielono gościny i pomocy w Europie po 24 lutego 2022.

Zapomniał też, iż obok tych unijnych 18 mld. są następne miliardy, które płyną dla Ukrainy bezpośrednio z kasy państw członków Unii Europejskiej. Taka jest konstrukcja budżetowa Zjednoczonej Europy. Są niezależne budżety państw członków Unii i one zapewniają funkcjonowanie państw i jest ściśle określony w traktatach budżet Unii jako takiej, który ma służyć spójności i realizowaniu wspólnych programów rozwojowych przez te państwa. Żakowski nie pochylił się, by zsumować skalę pomocy Unii i poszczególnych państw członkowskich, bo to nie pasowałoby dla jego wymyślonej tezy. Z rzetelnością myślenia i z rzetelnością dziennikarską nie ma to wiele wspólnego. Tak, USA jest liderem Zachodu i liderem w niesionej Ukrainie pomocy, głównie politycznej i militarnej ale Europa, Unia i kraje członkowskie, w tym Polska a również Wielka Brytania, Norwegia, Szwajcaria (kraje poza Unią) podobnie jak Kanada, Australia, Japonia w tym jakże ważnym sojuszu są i „dokładają” się solidnie i to stanowi fundament odpowiedzi całego demokratycznego Zachodu na rosyjską agresję i pozwala Ukrainie się bronić i jak mamy nadzieję, zwyciężyć. Żakowski, jak myślę, z uwielbienia dla samego siebie i swojej oryginalności o tym zapomniał i co gorsze, wysłał w eter przekaz przeciwny co niestety wielu może w głowach pomieszać. Mogło się to zdarzyć choćby wbrew intencji Żakowskiego, bo on prawdopodobnie tylko chciał być „szlachetnie wstrząśnięty” ale zapomniał z tej egzaltacji choćby czym.

Niech sobie Żakowski myśli i mówi, co chce – powiedzą niektórzy i jeszcze wesprą się wolnością słowa, wolnością myśli i ocen. Nie jest to jednak aż tak proste… Żakowski powinien i prawdopodobnie wie więcej od większości ludzi na temat, o którym akurat zdecydował się mówić. Dlaczego więc wprowadza, moim zdaniem świadomie, ich w błąd? Czy to niechlujstwo, czy aż tak wielkie przeświadczenie o wadze swojego mniemania, iż może pomijać fakty i dane, by swobodnie snuć swoją w pełni subiektywną, daleką od rzeczywistości opowieść czy jak zwykło się mówić „narrację”? To pomieszanie ról. Czym innym jest komentowanie rzeczywistości a czymś innym jej kreowanie i to bez ponoszenia za to odpowiedzialności, gdy droga prowadzi na manowce.

Podobnie rzecz się ma z drugim wątkiem, który ostatnio Żakowski eksploatuje nad wyraz intensywnie. Tak było i dzisiaj w porannym TOK FM. Z uporem godnym innej sprawy co chwila powraca, krytykuje i podważa projekt jednej, wspólnej listy sił demokratycznych w zbliżających się wyborach. Sprawa ta jest mi dobrze znana i bliska. Zaprosiliśmy choćby niedawno Jacka Żakowskiego na spotkanie z naszym ekspertem od analiz wyborczych Andrzejem Machowskim, by w spokojnej, rzeczowej atmosferze wymienić się argumentami, przedstawić wyniki badań opinii preferencji wyborczych i nakreślić najbardziej prawdopodobne scenariusze. Żakowski zapoznał się z wynikami analiz, argumentami za wspólną listą i z faktami nie dyskutował. Mówił głównie, co według niego byłoby „lepsze”, czego się obawia lub co chciałby „żeby było” a czego „nie było”. Takie idealistyczne myślenie życzeniowe abstrahujące od twardych realiów „tu i teraz” w Polsce rządzonej przez Gargamela, konsekwencji obowiązującej ordynacji i rzeczywistego obrazu politycznych podziałów i wyborów w społeczeństwie. Niemniej sprawiał wrażenie, iż nasze argumenty zrozumiał.

Nic bardziej mylnego. Podobnie jak pominął rzeczywisty udział w pomocy Ukrainie państw członków Unii i pominął specyfikę i różnice między budżetem UE a budżetem USA tak w przypadku wspólnej listy i jej krytykowaniu pomija ewentualne konsekwencje kolejnej porażki wyborczej demokratów, nasze analizy i płynące z nich wnioski a wykorzystuje jedynie argumenty jemu pasujące a konkretnie – omówione w Wirtualnej Polsce badania United Surveys dotyczące preferencji wyborczych w kontekście jednej czy wielu list dzisiejszej gorszego sortu. Żakowski z satysfakcją prezentuje i promuje wręcz wyniki badań, które wskazują, iż w przypadku wspólnej listy część wyborców skłonnych głosować na partie opozycyjne startujące z oddzielnych, samodzielnych list deklaruje nie wzięcie udziału w głosowaniu. Wspólna lista powoduje odejście wyborców – mówi Żakowski. Oczywiście, tacy też są, ale problem leży zupełnie gdzie indziej i jest też zupełnie innego rodzaju. Rzecz w przyjętej metodologii badań, która to albo Żakowskiego w ogóle nie interesuje albo świadomie ją przemilcza.

W badaniach, które wykorzystuje Żakowski do prezentowania swoich tez przyjęto zabójczy dla tego co miały sprawdzić sposób selekcjonowania respondentów. Z tego, co udało nam się dowiedzieć na temat zastosowanej metodologii najpierw podzielono wyborców na tych, którzy chcą wziąć udział w wyborach i na tych, którzy nie zamierzają głosować. Upraszczając, odrzuciwszy tych, którzy nie chcą głosować zapytano jedynie chcących czy zagłosują w kilku wariantach, w tym na wspólną listę. Oczywiście, część z nich odpowiedziała, iż nie, bo zawsze tacy się znajdą ale nie było już olbrzymiego zbioru osób (+/- 50%), które w ogóle na temat głosowania na wspólną listę mogło się wypowiedzieć, bo patrząc na to, co dzieje się teraz zadeklarowali, iż głosować nie będą. Gdyby się „coś” zmieniło, co zrobią? Dalej nie wiadomo. Przy takiej metodzie wynik NIE MÓGŁ BYĆ INNY.

Największą grupę wyborców w Polsce stanowią od lat osoby niegłosujące. Projekt wspólnej listy w dużej mierze właśnie dla nich jest skierowany. We wspomnianym badaniu dzięki zastosowanej metodzie, można powiedzieć, iż ta najliczniejsza grupa, zmienna w czasie, trudna do opisania, fluktuująca, ale mająca z powodu swojej liczby decydujący wpływ na wyniki w ogóle nie była brana pod uwagę. We wspólnej liście chodzi przede wszystkim o poszerzenie kręgu wyborców, którzy w części teraz deklarują, iż nie będą głosować, bo… przecież mogą być zniesmaczeni jałowymi sporami w ramach gorszego sortu, jej brakiem sprawczości, umiejętności działania wspólnego. Nie są to trudne do zrozumienia reakcje ludzi, trudniej zbadać ich powszechność a jeszcze trudniej, gdy wspólna lista póki co jest w formie projektu (hasła) a nie realnego politycznego bytu.

Doświadczenie wyborcze (frekwencja i wyniki wyborów z roku 1989 i 2019) uczy, iż silna polaryzacja, jednoznaczny wybór mobilizuje ludzi do udziału w wyborach (frekwencja może wzrosnąć o ponad 10% a to jest ponad 3 mln. wyborców) a plusy płynące ze zwycięskiego zjednoczenia mogą przynieść duże, oczekiwane efekty (wybory ’89). Ordynacja wyborcza sprawia, iż osiągnięcie ponad 62% głosów dałoby wspólnej liście proeuropejskich sił demokratycznych ponad 307 mandatów czyli większość konstytucyjną i możliwość skutecznej naprawy Polski. To jest nasza polityczna teza poparta badaniami i aktualnym trendem sympatii politycznych. Badania, na które powołuje się Żakowski snując swoje opowieści w ogóle takiej sytuacji poprzez użytą metodologię nie weryfikuje. Żakowskiemu pewnie wystarcza, tak zwyczajnie, po ludzku, iż osobiście „nie lubi” Papy, bo „coś tam” i na tym opiera całą swoją narrację. Kłopot w tym, iż na drugiej szali jest skuteczne zwycięstwo wyborcze i naprawa Polski a on o tym zapomina.

Przy okazji dotykamy poważnego, ogólnego problemu współczesności: jakości pojawiających się co chwila i rzeczywiście w istotny sposób wpływających na opinię ludzi rozlicznych wyników zlecanych badań, o których metodologii nic nie wiemy a przecież wszyscy, którzy choć trochę się tym interesują wiedzą, iż wyniki takich badań zależą od rodzaju zastosowanej próby, sposobu i kolejności zadawanych pytań i użytych sformułowań. Poruszamy się w świecie stale będącym przedmiotem z jednej strony badań jakościowych i ilościowych ale z drugiej przedmiotem ciągłego oddziaływania na zbiorowe i indywidualne emocje, oczekiwania, lęki i wybory. W przestrzeni pojawiają się niezliczone zestawy danych, liczb, procentów i zwykle pomija się metody badania i liczenia, które do tych danych prowadzą. I co chwila się słyszy: „jak wynika z badań” i pada jakaś konkluzja, tylko coraz częściej choćby ci, którzy tak mówią o inżynierii tych badań nie wiedzą nic. Powoduje to nie mniejszy chaos w wielu głowach, jak ten powstały po dzisiejszym rannym wysłuchaniu wypowiedzianych z pełnym przekonaniem „mądrości” Żakowskiego.

Idź do oryginalnego materiału