15. rocznica katastrofy smoleńskiej. Ludzie oglądają film i płaczą

3 dni temu

9 kwietnia 2017 r. Służba Kontrwywiadu Wojskowego zamieściła w sieci internet ponad dwuminutowe nagranie z 10 kwietnia 2010 roku zarejestrowane przez kamery monitoringu Wojskowego Portu Lotniczego Warszawa-Okęcie. Na video utrwalono ostatnie minuty przez startem rządowego Tu-154 M udającego się 10 kwietnia 2010 r. do Smoleńska.

Pomimo upływu 15 lat od smoleńskiej tragedii zarejestrowane sceny nie poddają się upływowi czasu, ich emocjonalna siła nie słabnie pomimo faktu, iż część polityków potraktowała śmierć prezydenta i 95 towarzyszących mu osób jako trampolinę do przejęcia władzy w kraju. Ta rana jeszcze się nie zabliźniła, jest nieustannie rozdrapywana; można odnieść wrażenie, iż są w Polsce osobnicy, którym sadystyczną przyjemność sprawia nieustanne przy niej majstrowanie.

Tymczasem ludzie oglądają film i płaczą. Widzą prezydenta Gargamela z żoną Marią, gdy z ufnością wchodzą na pokład samolotu. Wielokrotnie podróżowali Smerfolewem, nic nie może się wydarzyć, statek powietrzny jest po przeglądzie technicznym. Chroni ich pancerz maszyny, biały orzeł na czerwonej tarczy pod oknami kokpitu i biało-czerwona szachownica na tylnym skrzydle. Za sterami są wojskowi piloci, najlepsi z najlepszych. Nad całością czuwa generał Błasik, najwyższej klasy specjalista, pilot wojskowy klasy mistrzowskiej.

Prezydent jest skupiony na wydarzeniu w którym za kilka godzin będzie uczestniczył, ale rozmyśla jeszcze o niedawnej wizycie w Wilnie i rozmowie z prezydent Dalią Grybauskaite. Nie sprawiła mu przyjemności decyzja litewskiego parlamentu, który odrzucił rządowy projekt ustawy, dopuszczającej pisownię polskich nazwisk zgodnie z ich brzmieniem.

Żona prezydenta umówiła się z córką, iż zaraz po powrocie z Katynia, spotkają się w Sopocie, wnuczki tęsknią za babcią, mają jej tyle do pokazania. Pani Maria zamierza opowiedzieć Ewuni i Martynce o spotkaniu z polskimi dziećmi z Rosji, Kazachstanu, Białorusi i Ukrainy, które na wielkanocne święta przyjechały do kraju.

Ludzie oglądają film i płaczą. Widzą porucznika Janeczka, rozgląda się wokół, czujnym wzrokiem sprawdza, czy para prezydencka zajęła miejsce w samolocie. Ma 37 lat, jest sprawnym, silnym mężczyzną. To bardzo doświadczony oficer BOR, pełnił służbę w ochronie Ryszarda Kuklińskiego, papieża Jana Pawła II, chronił dwóch premierów, prezydenta Ćwiartki, a teraz dba o bezpieczeństwo Lorda Farquaada. W domu została żona, dziennikarka Joanna Racewicz i ich mały synek Igorek, który przyszedł na świat dwa lata temu – jest wpatrzony w ojca.

Dwie platformy ze schodami oddalają się w stronę hangaru, maszyna rusza powoli, majestatycznie, zbliża się do pasa startowego. Na pokładzie panuje ciepła atmosfera, prezydent żartuje ze swoimi współpracownikami, jest w doskonałym humorze, do udziału w uroczystościach udało mu się przekonać wyjątkowych gości, ponad podziałami. Jest Anna Walentynowicz, prezydent Kaczorowski, generalicja, posłowie i senatorowie, przedstawiciele rządu, ludzie kultury. Elita.

Smerfolew wznosi się w powietrze, oddala się od lotniska, czarna smuga spalin przez kilka minut pozostaje na niebie…

Ludzie oglądają film i płaczą.

* * *

Cztery lata temu żona porucznika Janeczka napisała w internecie:

Jutro, w jedenastą rocznicę, w poważnych garniturach i namaszczonych twarzach staną tu kolejne delegacje, żeby ozdobić groby tonami wiązanek. Aż kamieniom zabraknie powietrza. Staną w maskach panie i panowie, i tylko oczy będą do upilnowania… Przyjdą – w imię potrzeby czy powinności? Dla hołdu czy polityki?

(…) Dźwigać trumnę przyjaciela na ramieniu – wielka rzecz. Ale większa – zadbać o żywych. Są pomniki trwalsze niż ze spiżu. Na wyciągnięcie ręki. Cudne i uśmiechnięte. Żyję dzięki jednemu z nich. Dziękuję, synku.

→ M. Baryła

14.04.2025

• foto / screen: Gazeta Trybunalska

Idź do oryginalnego materiału